|
LIZONIE
w tle melodia "maszerujące skrzypce"
... a gdy czerwone słońce zajdzie na nieboskłonie,
I kiedy do snu się kładzie Pekin, Rambertów i Piza,
To wtedy z lasów wyłażą podługowate lizonie
I przeciągając się, patrzą komu by się podlizać?
Widząc je, ogon podtula drapieżnik, przeżuwacz i gryzoń,
Kret się w swej norze ukrywa, morwojad włazi na morwę,
Zwierzak ostrzega zwierzaka okrzykiem: - Uwaga! lizoń!
A lizoń uśmiecha się, myśląc: - Kochani, i tak was dorwę!
I - nie zważając na wrzaski: - Odwal ode mnie się stary! -
Jak również na groźby, prośby i na modlitwy najczystsze,
Siada półgębkiem naprzeciw wybranej przez siebie ofiary
I dalejże oblizywać językiem swój własny pyszczek,
A robi to z takim fajerem i z wprawą tak nadzwyczajną,
Tak przy tym ciamka i mlaska i wyraz ma taki błogi,
Że ta ofiara przeważnie myśli: - To musi być fajno!
Zamiast od razu go kopnąć i prędko wziąć za pas nogi.
I wtedy jest już stracona, już wtedy wygrało to źwirze,
Już oto dopięło swego, spełniło zamysły złowieszcze!
Popatrzcie, gdzie tylko spojrzeć - tam lizoń kogoś liże
Lizany zaś prosi lizonia: - Ach liż mnie lizoniu jeszcze!
A wtedy już nie ma odwrotu z męczącej acz słodkiej niewoli,
Przestrogi tu nie pomogą, kuracje, i inne sposoby,
Albowiem, jak mówi nauka: - Kto raz się podlizać pozwolił,
Ten nie obejdzie się nigdy bez trzech podlizań na dobę!
Tkwią przeto w zgubnym nałogu mrówki i wilki i słonie,
Oraz mastodont, kalodont, drozofilia i filoderma...
I tylko jeden stwór - człowiek - potrafił ujarzmić lizonia:
Po prostu hoduje je w klatkach. O, proszę, jaka ferma... Wpisał(-a): Maciej Dębski
|
|