[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


ABCDEFGHIJKLŁMNOPQRSŚTUVWZŻ

16 utworów na literę L


 
 

LICZYDŁA

Gdzieś na głębokiej prowincji, w biurze rozrachunkowym
Gdzie diabeł "dobranoc" nie mówi, lecz śpi oparty na widłach
Żył Jan Sebastian Paziułko, z zawodu starszy księgowy,
Co od lat przeszło czterdziestu wciąż liczył coś na liczydłach.
Co mianowicie liczył trudno to sprawdzić w tej chwili
Może plon rzepy z hektara a może produkcję powideł?
Zresztą nikt o tym nie myślał, bo wszyscy przyzwyczaili
się do ciągłego stukotu jego drewnianych liczydeł.
powoli wokół Paziułki krajobraz cały się zmieniał
Powstało dużo cyrków, fabryk, rajtsz-uli i domów
Posłusznie w ziemię się kładły co starsze pokolenia
By zwolnić dla nowych pokoleń potrzebne ilości atomów.
Już starszy z synów Paziułki został wybrany na posła
A młodszy się nawet zastrzelił - jak mówią - z powodu kobiety,
A on wciąż liczył i liczył, i tylko broda mu rosła,
I spracowane palce mu powykręcał artretyzm
Dopiero po wielu latach zauważyli potomni
Że to już nie jest księgowy lecz symbol lub metafora,
A nawet trochę Pan Bóg, trochę znowóż pomnik,
lub może nawet komputer na diodach i tranzystorach.
Chcieli go więc umaić wawrzynem i aloesem,
Dać szablę honorową zdobną w złociste rapcie
Albo ogłosić go radcą, względnie też nawet prezesem
I ofiarować w prezencie ciepłe filcowe kapcie.
Ale on tego nie chce, wciąż kręci przecząco głową
I tylko czasami sobie trochę fasoli podje,
I znowu się zasłuchuje w liczydlła trzeszczące miarowo
I słyszy w trzasku liczydeł różne prześliczne melodie
Słyszy w nich szum oceanów, słyszy muzykę Bartoka
Ryk samolotu Lindbergha i maszynowy karabin
I psalm proroka Dawida i nawet melodię rocka
Przy której smukłe modelki wychodzą z nadmorskich kabin
Krzyczą w tym trzasku dzieci i rżą ułańskie konie,
I ginie tysiąc walecznych i pełzną przez prerię Apacze
I grają wierne liczydła wielką, największą symfonię
A Jan Sebastian Paziułko z zachwytu i lęku płacze.
A przeto nie przeszkadzajmy, nie przyprawiajmy mu skrzydeł
I nie starajmy się stroić go w aureolę i róże
Pozwólmy mu się rozstrzelać salwami własnych liczydeł
Gdzieś na głębokiej prowincji, w rozrachunkowym biurze.

Wpisał(-a): Maciej Dębski

 
 
<< Poprzedni | Następny >>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]