|
Zjazd majorów
Raz na Majorce, w jeden z wieczorów
Przy dźwięku cykad i plusku dorad
Odbył się Wielki Kongres Majorów,
Czyli Światowy Super-Majorat.
Śródziemnomorskiej odblaski zorzy
Nabrzeżne palmy złociły ślicznie,
Gdy się zebrali liczni majorzy
Majoratywno-majestatycznie.
Był więc tam major huzarów, konus
W spodniach ze złota i z karmazynu,
A obok niego stał major-domus
Oraz lord-major miasta Londynu,
Major spahisów wąsy tygrysie
Z głośnym siorbaniem zanurzał w winie
Vis-major przybył przy swoim visie
Zaś tambur-major przy tamburynie.
Wiatr cicho szemrał w liściach platanów,
A majorowie spory zaczęli,
Jak by tu ustrzec się kapitanów,
Co majorami zostać by chcieli.
Ostatni słowik usnął w winnicy,
Gdy wreszcie padła teza ostrożna,
Że porucznicy to sojusznicy,
Ze na sierżantach oprzeć się można,
Że chorążowie to hipokryci,
Ze plutonowi też nie najszczersi...
A wtem stanęli wszyscy jak wryci,
Prężąc medale, brzuchy i piersi,
A główny major zawrzasnął ostro
Głosem tubalnym niczym holownik:
- Baczność!!!
...bo z dala, przy brzęku ostróg
Niedbałym krokiem szedł p o d p u ł k o w n i k.
Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak
|
|