TRUCIE GUCIA
Gucio usiadłszy nad butelką
W gronie przybyłych zewsząd gości
Uwierzył nagle w swoją wielkość
Po tylu latach niepewności.
Od lat bez przerwy mu wmawiano
Że jest wybitny niesłychanie,
A on sam sobie w lustrze rano
Przyglądał się z niedowierzaniem.
I myślał przy tem: - Wzrok mam mętny,
Umysł banalny (mówiąc skromnie),
W ogóle jestem gość przeciętny,
Więc czegóż wszyscy właśnie do mnie?
Może to moje stanowisko
W dyrekcji sprawia, że chłopaki
Aż tak mi się kłaniają nisko
I mówią, że ja zdolny taki
Ach pilnuj tu się, pilnuj Guciu!
Mówił sam sobie, zbierał siły,
I jakoś się opierał truciu,
Chociaż go truto w sposób miły.
Kropla atoli drąży skałę,
Choć skała twardsza jest od wody;
Trudno dusery tak wspaniałe
Słyszeć przez wiele lał bez szkody.
Właśnie dziś Gucio już uwierzył,
Pod bok się podparł dumnym gestem,
I nawet ręką w stół uderzył:
- Widocznie, kurtka, zdolny jestem!
A w całym biurze szum i radość,
I śmiech jak świeży śpiew skowrończy:
- Wysiłkom stanie się wnet zadość,
Nareszcie stary się wykończy!
I fakt, odwrotu raczej nie ma,
Gucio pogrąży się z kretesem,
Bo zachwyt z siebie - jak egzema,
Nieodwracalnym jest procesem.
Kto raz uwierzył - ten cipieje.
Chwali się w domu, na ulicy,
I w pracy na swój temat pieje,
Aż wreszcie zdejmą go zwierzchnicy!
Gdy ci bębenka ktoś podbija,
Słuchaczu, wiedz że z ogniem igrasz!
Czym prędzej daj gościowi w ryja!
Posiedzisz, ale w sumie - wygrasz!
Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak
|