|
1
Rok 1938. Droga z Kosmacza przez Brustory do Riczki. Jak u Vincenza. Z prawej stok górski ogrodzony przełazem z okorowanych żerdzi, po tutejszemu - worynia, w górze carynka - ukwiecona górska łąka. Ostry zapach świerków. Dwie nieduże łaciate kobyłki z długimi ogonami, rozważne i spokojne. Na nich dwaj chłopcy: ten większy - to Andrzej Waligórski, ten mniejszy - to Andrzej Kurylewicz. Obok furka z powożącym Hucułem. Na furce Waligórscy i Kurylewiczowie, parę ciotek i przyjaciół. "Jedziemy, Panie Kulegu" - to mój ojciec. "Ta zaraz, niech on to kotu nasmaruji, bu skrzypi jak chulera" - to pan Waligórski. "Oj żeby oni tylku nie pospadali" - to z głębi ciotek. "Ta czegu maju puspadać?" - to pan Waligórski. "Nu pewni, ta popatrz si Pan, Panie Kulegu, jak oni fajnu siedzu" - to mój ojciec. Rzeczywiście, nie pospadali. Tylko niemożliwie odgnietli tyłki, bo siodło huculskie twarde, drewniane.
Gdzie jesteś załogo furki? Gdzie jesteście ojcowie? Gdzie chłopcy? Gdzie koniki? Gdzie Hucuł?
2
Rok 1965. Jesteśmy z Wandą we Wrocławiu, mieszkamy oczywiście u Waligórskich. Pies Kajtek chodzi w szaliku na szyi i na hasło: "Oddaj futro!" - szczerzy zęby. "Co będzie ze spaniem?"- martwi się Lesia. Andrzej gdzieś telefonuje i oznajmia: "Kułakowski ma składane łóżko!" To zdanie powtarzamy ciągle, przy każdej sposobności, jak refren, bez powodu, nie możemy się odeń uwolnić, bawimy się świetnie, zwłaszcza przy obiedzie, racząc się klopsami z sosem, które zrobiła pani Bęben.
Po powrocie do Warszawy dostaję telegram od Waligórskiego: "Kułakowski ma składane łóżko". Natychmiast wysyłam odpowiedź: "Rozłożyć. Stop. Czekać". Nigdy nie zapomnę wahania i podejrzliwego spojrzenia urzędniczki przyjmującej telegram.
Oj, Andrzeju Waligórski, kochany, nie mogłeś jeszcze trochę poczekać???
Andrzej Kurylewicz -- 12 stycznia 1995 r.
|
|