[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]



O Andrzeju Waligórskim opowiadają:


 
 

Za optymizm i nadzieję

Już za życia stał się w pewnym sensie klasykiem, jeśli przyjąć, że jakąś miarą klasyczności są poświęcone komuś prace naukowe. A o Andrzeju Waligórskim napisano już kilka rozpraw magisterskich. Mieszczą się w tej liczbie dwie dysertacje wykonane na moich seminariach. Wiele roczników wrocławskiej polonistyki może też zaświadczyć, że corocznym zabiegiem terapeutycznym, stosowanym przeze mnie w czasie wykładów w sali Nehringa, jest odczytywanie znanego wiersza Waligórskiego pt. "List w sprawie polonistów", w którym napisał: "Polonista, niepoprawny romantyk, nie największym się cieszy mirem, ale ja mu - laury i akanty, ale ja mu - kadzidło i mirrę. Ale ja go całuję w ramię, ale ja go podziwiam i cenię. Bo jeżeli jesteś i ja jestem, to dlatego, że stojący na warcie polonista znużonym gestem. Kartki książek wertował uparcie za kajzera i za Hitlera, i za cara, i za innych carów paru, i dlatego właśnie nie umiera coś ważnego, co nazywa się Naród". Jest w tym wierszu i zwyczajność, i prostota, a zarazem swoisty patos - jak w tekście o tekście, w którym Andrzej Waligórski wyznał: "By tekst stworzyć, trzeba kochać, cierpieć oraz obserwować". Waligórskiemu - oczywiście - nie grozi łzawość, bo jak mistrz Gałczyński uruchamia natychmiast mechanizm obronny, jakim jest nastrojowy kontrast: "Więc psa kochaj, cierp z powodu ekstramocnych i obserwuj". A przecież ostatnie zalecenie jest znów traktowane jak najpoważniej. Niech mi teraz będzie wolno powiedzieć wzniosie: kierował je wrocławski autor przede wszystkim do siebie i w sobie je nosił.

A owocowało ono tekstami świadczącymi o Jego wyjątkowym społecznym słuchu. Na pewno najpopularniejszy jest owiany legendą wiersz o Sierpniu '80, wyśpiewywany w pamiętnych dniach wydarzeń na Wybrzeżu i długo, długo potem. Przewidział Waligórski, że "będą z tego legendy i sagi, będą wiedzieć przyszłe pokolenia, że raz kiedyś narodowe flagi wywieszono bez rozporządzenia".

Ale trzeba było jeszcze przeżyć "wojenny stan, wojenny stan, koksiaki lśnią w ciemnościach. Masz pan przepustkę? Pokaż pan. Franuś, zrewiduj gościa. Wojenny stan, pierdut we drzwi, aż dziadek spadł z bujaka... A któż tam? - A toż to my, koledzy z ogólniaka. - Na! Masz, pal, ten tytoń to z Grodkowa. I mogliby tam w progu ćmić, radząc o polskiej biedzie... To skromny sen, lecz może być realny. Wiosna idzie".

No wiośnie - po zimie jednak znów jest wiosna, a "na wiosnę wszystko lepiej rośnie, wszystko rozwija się z kopyta, fryzjer klienta grzecznie pyta: Boczki pan prosto chcesz czy skośnie? Więc żądaj - skośnie albo prosto, na wiosnę wszystko pięknie kwitnie, fryzjer, chwyciwszy brzytwę ostrą, i tak jak zechce boczki przytnie!" Bo w określonych warunkach "wszyscy od brzytwyśmy zależni z wyjątkiem tych, co mają brody, a w brodach tajemnice skryte". Więc "za optymizm i nadzieję boczki składają ukłon brodzie".

A ja dziękuję. Panie Andrzeju, za optymizm i nadzieję, którymi dzielił się Pan z nami przez tyle lat.

Jan Miodek

 
 

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]