|
Andrzej Waligórski, Katarzyna Klem "Dlaczego we Wrocławiu nie było kabaretu" wywiad
Kiedy przed dwoma tygodniami zadałam Andrzejowi Waligórskiemu pytanie, dlaczego we Wrocławiu nie ma kabaretu, nie przypuszczałam - podobnie jak mój rozmówca - że tak szybko się ono zdezaktualizuje. Bo oto w tych dniach "Impart" zaprosił wrocławian na nowy program Kabaretu Autorów "Elita" pod roboczym tytułem "Włodem potrafi", w którym udział biorą: Jan Kaczmarek, Leszek Niedzielski, Jerzy Skoczylas, Włodzimierz Plaskota i Andrzej Waligórski.
Wywiad ze znanym wrocławskim satyrykiem jest mimo wszystko aktualny, bo w naszym kraju kabaret jest hołubiony wyłącznie przez publiczność, zaś jego istnienie niestety nie od niej zależy, o czym świadczy to, iż przez ostatnie trzy lata skutecznie wytępiono w Polsce niemal wszystkie kabarety. A oto to na ten temat powiedział Andrzej Waligórski:
(KK) - Dlaczego we Wrocławiu nie ma kabaretu?
(AW) - A dlaczego pytasz o to mnie? Mogę ci podać nazwiska osób, do których możesz się zwrócić.
(KK) - Znam dobrze te nazwiska, ale wolę rozmawiać z tobą. Gdzie indziej być może usłyszę, że to wszystko przez ciebie i twoich kolegów, bo wam się nie chciało pisać i występować.
(AW) - Nam się chciało, tylko niektórym nie chciało się słuchać tego, cośmy napisali. Mimo to mówiliśmy te nasze teksty, w radiu, w telewizji, występowaliśmy też i występujemy z takim składanym programem w wielu miastach Polski.
(KK) - Ale nie we Wrocławiu. Dlaczego?
(AW) - Wiesz, pamiętam pierwszy wrocławski kabaret, pn. "Diura w płocie", który działał w 1946 roku. Prowadził go Tunio Dzieduszycki. W tym kabarecie usłyszałem pierwsze wrocławskie dowcipy. Jeden był taki: w pewnym momencie, kiedy Tunio stał na estradzie, gasło światło; wtedy on wyjmował świeczkę z kieszeni, zapalał ją i mówił: "Nie dziwcie się państwo - jako stary wrocławianin jestem przyzwyczajony do wygaszania świateł".
(KK) - Rozumiem, kabarety we Wrocławiu też wygaszano. A jak to było z twoim "Dreptakiem"? Działał dość długo, potem, o ile pamiętam, wyjechali aktorzy, którzy w nim występowali. Miał być wznowiony, ale zrobiła się cisza...
(AW) - "Dreptak", do którego pisalem wszystkie teksty, powstał na początku lat 60. Reżyserował go Witek Pyrkosz, a muzykę komponowała Kasia Gaertner. Pierwszy program nazywał się "Bonanza, wciórności olle!", następnych było 6. Premiery robiliśmy raz na rok. Potem rzeczywiście wyjechał Pyrkosz, wyjachał Galia i kabaret zawiesił działalność. Ale w 1977 r. dyrektor "Impartu" Mieczysław Dziedzic zaproponował wznowienie "Dreptaka". Napisałem program oparty na Sienkiewiczu pt. "Quo vadis, Dreptak?". Wydano masę pieniędzy na kostiumy, na dekoracje, wszystko pięknie wyreżyserował Boguś Litwiniec. Doprowadzono całość do próby generalnej, która - pamiętam to dobrze - odbyła się we wtorek, przed premierą naznaczoną na sobotę. Na próbę przyszły wszystkie kompetentne osoby: Zdzisław Kujawski, Jan Soyta, Mieczysław Sodel. Bardzo im się podobało, nawet mi gratulowali. No, ale w czwartek otrzymałem telefoniczną wiadomość, że... premiera się nie odbędzie. Dlaczego? Nie wiem do dzisiaj. I tym sposobem wszystko poszło do magazynu, czyli, jak to się mówi, w gwizdek.
(KK) - Jeszcze przed 1977 rokiem, występowałeś także w "Elicie".
(AW) - A tak, jako wkładka-retro. To był wspaniały kabaret, a jego twórcy - autorzy i wykonawcy - pracują dziś ze mną, z wyjątkiem Drozdy, w "Studio 202". Zaś "Elitę" wygaszono. Ostatni program pokazaliśmy w 1977 roku i powiedziano nam wtedy, że... sala, w której występowaliśmy - było to Teatr Kameralny - jest za duża dla kabaretu. To był oczywiście pretekst, ale skończyło się.
(KK) - Teraz jakby zaczynało się na nowo. Co to będzie: "Dreptak" czy "Elita"?
(AW) - Naszym szefem od spraw kabaretowych jest Janek Kaczmarek. Na razie myślimy o czymś w rodzaju "Elity 202", ale sądzę, że warto by było wyciągnąć z lamusa program "Quo Vadis, Dreptak?", który się specjalnie nie zdezaktualizował. Mielibyśmy wtedy we Wrocławiu dwa kabarety...
(KK) - ... których oby już nigdy nie wygasił żaden Nikifor od spraw kultury.
1 XII 1980 (źródło nieznane).
|
|