[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


                     Piąty peron - cz. IX

     Z przeciwnej  strony  dwaj  pruscy  żandarmi  z  największym
wysiłkiem prowadzili urżniętego ułana Szczeżuję.
     - Gdzieś się tak zaprawił, chamie?! - spytał go Starzą.
     - O Jezu, pan rotmistrz to jak ojciec! - rozczulił się ułan.
- Nareszcie u swoich!  i potoczył się w stronę stacji.
     - Meine  Herren,  bitte  sehr! - wskazał nam kierunek pruski 
parlamentarzysta.
     - Uno momento! - Jola przylgnęła na chwilę do Huberta
     - Ho-ho! - zdziwił się Prusak. - Pederasten?
     - Das ist es doch eine Dame! - wyjaśniłem.
     - Schade - zmartwił się. - A skąd ta dama w naszej armii?
     - Misja specjalna! - wytłumaczyłem mu, gdyśmy szli w kierun-
ku  stojącego na bocznicy niemieckiego pociągu pancernego. - Kei-
nen  Fragen! -  dodałem  widząc, że otwiera usta, ale Niemca nie 
można było zbyć tak łatwo jak szarmanckiego rotmistrza:
     - Haben Sie vielleicht Dokumenten?
     Odruchowo  pomacałem  się po bluzie. Kto wie, co miał w kie-
szeniach wzięty do niewoli niemiecki kapitan?
     - Hier! - puknął mnie w pierś oficer. - Przecież wie pan, że 
w  całej armii niemieckiej tajne dokumenty nosi się w tej kiesze-
ni!
     Sięgnąłem, i rzeczywiście. Niemiec łapczywie chwycił pakiet:
     - Przykro  mi - powiedział. - Ale do czasu stwierdzenia toż-
samości  muszę  panów... pardon, państwa, zamknąć w osobnym prze-
dziale!
     No i zamknął. Nareszcie zostaliśmy sami. Pociąg ruszył.
     - Popatrz, popatrz! - nie mogłem sobie odmówić drobnej zło-
œliwości. - Co się  stało, że Hubek przeżył twoją miłość i nadal 
żyje!
     - Cretino! - powiedziała. - Już ci  raz mówiłam, że liczysz  
się tylko ty!
     Uwierzyłem i porwałem ją w objęcia.
     Teraz  już  zupełnie  straciłem poczucie rzeczywistości. Raz
miałem w objęciach Jolantę, a raz Adę, to znowu  obie  naraz,  po
obu  moich  stronach.  Czasem  siadały nagle i patrzyły na siebie 
z niedowierzaniem.
     Raz kołysał nas pruski  pociąg  pancerny,  raz  pafawagowski
wagon  sypialny.  Jolanta  przez moment oglądała z kobiecym zach-
wytem luksusowy biustonosz Ady firmy Triumph, zaś Ada z przeraże-
niem  odrzuciła  w  kąt ciężkiego mauzera Joli, który natychmiast 
zresztą wypalił, wywalając dziurę na korytarz.
     - Nie wiedziałam, że jesteś taki wspaniały! - szeptała  moja
żona.
     - A  ja wiedziałam! - jęczała Jolanta. - Od razu wiedziałam, 
jak tylko cię zobaczyłam, amore mio!
     Będąc w tym momencie dość zajęty,  nie  zwracałem  uwagi  na
otoczenie. A otoczenie wzbogaciło się od dłuższej chwili o przed-
stawiciela  państw  centralnych,  pruskiego   majora,  który stał  
w drzwiach przedziału, obserwując moje wyczyny przez monokl.
     - Na, sind Sie schon fertig, Herr Hauptmann? - spytał wresz-
cie, stukając znacząco palcem w zegarek.
     - Ach, ach! - krzyknęły Jola i  Ada,  zakrywając  się,  czym
popadło. Zameldowałem się majorowi.
     - Włóż  pan  spodnie - poradził życzliwie. - Bardzo mi miło, 
że mogłem odzyskać z rosyjskiej niewoli zasłużonego oficera i je-
go dwie urocze przyjaciółki... O, pardon, chyba coś dwoiło mi się
w  oczach... - dodał przecierając monokł, bo w przedziale została  
na szczęście tylko Jola.
     - Jest  pan, sądząc  z nazwiska, Turkiem? - Major zajrzał do 
trzymanego w ręku dokumentu.
     - Polakiem! - sprostowałem.
     - Ach,  so,  Polen!  Zgubi  was kiedyś wasz temperament! Ale 
cieszę się, cieszę, służy u nas wielu Polaków! Znacie państwo za-
pewne odezwę Naczelnego Dowództwa Niemieckiej Armii Wschodniej do
Polaków?
     - Znamy. Austriacką odezwę też znamy, i carską również.
     - Wunderschön. Pani też Polka?
     - Korsykanka - odrzekłem. - Zwalcza imperializm francuski.
     - Ja,  ja, Korsika, schöne Insell, jak w sam raz na bazy na-
szych U-botów! Możecie na nas liczyć!
     - Grazia, signore! - dygnęła Jolanta.
     - Popieramy całym sercem dzielny, aczkolwiek mały naród kor-
sykański, chociaż wydał on na świat tego bandytę! Napoleona...
     W ostatniej chwili powstrzymałem karzącą rękę Joli.
     - Uporządkujemy - obiecywał  major - sprawy  małych narodów, 
gdy tylko odniesiemy decydujące zwycięstwo, co nastąpi już wkrót-
ce w wyniku wielkiej ofensywy...
     - Wiem,  zaczniecie  od  bitwy  pod Gorlicami drugiego maja, 
a ósmego sierpnia zajmiecie Warszawę.
     - Ach ja? - zdziwił się. - To już ustalone?
     - Owszem - zrobiłem  ważną minę. - Właśnie wracam po dokona-
niu ważnych ustaleń.
     -  Ach, wunderschön - cieszył  się  idiotycznie. -  Wszystko
przewidziane,  wszystko  zaplanowane!  Niedługo, he-he, dojdziemy  
i do tego, że będziemy planować na kilka lat naprzód!
     - Już  planujemy.  Na przykład za dwadzieścia parę lat wasze
pociągi będą wylatywać w powietrze na polskich minach!
     - Ausgeschlossen! - sprzeciwił się major i w tej samej chwi-
li wylecieliśmy na minie.
     Właściwie  nie całkiem wylecieliśmy, tylko parowóz wyskoczył
z szyn i stanął obok, a wagony stuknęły się zdrowo zderzakami.
     Koło torów stali bardzo z siebie zadowoleni żołnierze w nie-
mieckich mundurach i gadali jeden przez drugiego po polsku, z wy-
raźnie poznańskim akcentem.
     - To  nam  ale  poszło, panie kapitanie! - cieszyli się. Już 
drugi  tydzień  trenujemy  i  dopiero pierwszy raz tak porzundnie 
grzmotło!
     - Idiotenbande! - ryczał major. - Polnische Ordnung! Mówiłem
wam,  żeby  uważać na koordynaty! Tamten ćwiczebny tor leży dalej
na północ, hier! - pukał palcem po mapie.
     Zanim ustawiono parowóz na szynach, za nami zabrzmiało pory-
kiwanie  innego  pociągu, któremu zablokowaliśmy drogę. Po chwili 
nadbiegł  stamtąd  brzęczący  medalami oberst i zaczął sztorcować 
naszego majora.
     Z oddali dobiegały mnie pojedyncze słowa:
     - Sonderzug... Sofort... Keiser...
     - Zdaje się - powiedziałem do Joli - że jesteś bliżej jedne-
go z tyranów niż ci się wydaje. - Odruchowo sięgnęła do chlebaka.
     - Nie  warto - powstrzymałem ją. - Ciągle ci tłumaczę, że to 
nie  ma sensu. Przecież wiadomo,  że Wiluś przeżył pierwszą wojnę 
i  zmarł dopiero podczas drugiej, w dodatku na emigracji w Holan-
dii.
     - Adam... Ja muszę...
     - Jak chcesz, ja w każdym razie nie pójdę w ślady Chudziela-
ka i Tatamawrydze.
     Tymczasem przy Sonderzugu zaroiło się od  mundurów.  Wilhelm
wyłaził ze swej salonki.
     - Katastrofa! - dyszał  nadbiegający kolejny adiutant.  Naj-
jaśniejszy  Kajzer  przypuszcza,  że  to  ludność   spontanicznie
wstrzymała pociąg, aby wyrazić mu swoje uwielbienie!
     - Jaka ludność? - jęknął major. - Jest tylko kompania kieps-
kich saperów, w dodatku prawie cała złożona z Polaków!
     - I ja! - zawołała Jola.
     - I jedna Fraulein z Korsyki! - dokończył major.
     - Kolossal! - ucieszył  się sztabowiec. - Delegacja  polsko-
-korsykańska! Jeszcze żeby pani miała wiązankę kwiatów...
     - Skąd my weźmiemy wiązankę kwiatów?
     - No fiore! - wtrąciła się znowu Jola. - Ja wręczę cesarzowi
korsykańską  zabawkę  ludową! - i  ku memu  przerażeniu  majtnęła  
w powietrzu ostatnim zabójczym misiem.
     - Brawo!
     - Hab  acht! -  komenderował  Prusak. Cesarz nadchodził, uś-
miechnięty w oczekiwaniu hołdów.
     - Już, już! - poganiał major.
     - Kompania śpiewa! - zakomenderował sierżant saperów! - Drei,
vier!
     I kompania zaśpiewała:

     W okopach pełnych jęku,
     Wsłuchani w armat huk,
     Stoimy na wprost siebie,
     Ja wróg twój  ty mój wróg!

     Na nasze niskie szańce,
     Szrapnelów rzucasz grad,
     I wołasz mnie, i mówisz:
     To ja, twój brat, twój brat!

     - Was  bedeutet das? - zainteresował się Wilhelm. - Deutsch-
land Polen Bruderschaft und so weiter... - przetłumaczyłem doraź-
nie.
     Skinął z aprobatą głową, a żołnierze śpiewali znany refren:

     Rozdziobią nas kruki i wrony
     Na obcych pobojowiskach,
     Strach, ślepy gość nieproszony
     Siądzie przy naszych ogniskach.

     Pójdziemy głodni i chłodni
     Bez domu i dachu wszędzie,
     A wschodni wiatr i zachodni,
     Każdy nam w oczy wiać będzie...

     - Es lebe Keiser, i tak dalej - wyjaśniłem znowu.
     - Sehr gut - ucieszył się monarcha.
     - A  oto przedstawicielka egzotycznej Korsyki - powiedziałem
z manierą kiepskiego konferansjera. - Nienawiść  do tyranii fran-
cuskiej popchnęła ją pod pańskie sztandary.
     - Gott strafe Frankreich! - zgłosiła się Jola.
     - Und  England! - uzupełnił cesarz. - Ach, wie schöne  Spei-
zeug! - ucieszył  się  na  widok niedźwiadka, wyciągając po niego 
rękę.
     - Adam, pierścień! - szepnęła Jolanta.
     Wziąłem misia z rąk Joli i podałem go Wilhelmowi.

Wpisał(-a): Aleksander Masłowski

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]