|
Odejście Dreptaka
Grają trąby i werble warczą,
Idzie Dreptak na rentę starczą,
Idzie Dreptak z bladym obliczem,
Tylko oczy mu płoną jak znicze.
Przez czterdzieści lat siedział w biurze,
Przeżył różne biurowe burze,
Robił spisy i remanenty
I doczekał się wreszcie renty.
Niosą za nim biurowe turkawki
Satynowe czarne rękawki
I liczydła, i bibularz brzydki,
I kulkowe pióro do przebitki.
Idzie Dreptak, łza mu z oka płynie,
A właściwie się cieszyć powinien,
Bo go czeka szlafrok, samowarek,
Ciepłe kapcie i w klatce kanarek,
I w ogóle dolce far niente,
Jak już pójdzie na tę starczą rentę.
Idzie Dreptak, brzmią śpiewy chóralne,
Niosą przed nim listy pochwalne
I dyplomy niosą, jeden i drugi,
I Brązowy oraz Srebrny Krzyż Zasługi.
Idzie Dreptak długim korytarzem,
Niosą przy nim zapalone lichtarze,
A dwie śliczne młodsze buchalterki
Sypią przed nim kolorowe papierki.
Idzie Dreptak korytarzem jak szosą,
Trochę idzie, a trochę go niosą,
W oczach blask ma, w dłoniach ma liczydła,
W nozdrzach zapach kawy i kadzidła.
Idzie Dreptak, coraz jaśniej świeci,
Trochę idzie, trochę jakby leci.
Już nie musi podpisywać listy,
Już się robi niebieski, przejrzysty,
Już się robi lekki jak dmuchawiec,
Już jak anioł jest i jak latawiec,
Już wybywa, odpływa do góry
Między chmury, lazury i chóry,
Już nie Dreptak, lecz meteor, kometa...
Coś gdzieś pękło.
I zwolnił się etat.
|