Odys
Drżą ze strachu narody, zaraz sypną się trupy,
Wraca stęskniony Odys do rodzinnej chałupy.
Pomiatały nim losy, hen, daleko od chaty,
Wyszedł po papierosy, gdzieś przed dwudziestu laty.
Miał powrócić niedługo, tak zaraz po niedzieli
Ale jak dostał cugu - to tyle go widzieli.
Wraca, staje jak wryty, bo oto obraz jaki:
W chacie grają bigbity, smażą się schaboszczaki.
Penelopa tam siedzi w bananowym chitonie,
A Odysa sąsiedzi dowalają się do niej.
Zaklął Odys nieładnie: "O kurtka!", czy też "Psiakrew!"
Zaraz do chaty wpadnie i urządzi masakrę.
Naraz zaszła w nim zmiana i naszła go myśl zdrowsza:
Żona przehodowana, chałupa nie najnowsza,
Zalotników pół kopy - nie ma się co napalać,
Bo wszystko tęgie chłopy, więc gotowi go nalać.
Już chciał drapnąć z Itaki, gdy jedna pani Pallas
Złapała go za kłaki: - Idź - mówi - morduj zaraz!
I przez durną boginię Odys chociaż z niesmakiem
Wyrżnął, jak jakieś świnie, kupę ludzi tasakiem.
Dziś poszedłby do kicia, lecz w tej dawnej epoce
Musiał do końca życia mieszkać przy Penelopce,
Co mu kołki na głowie ciosała przez lat wiele.
Najgorzej gdy bogowie wtrącają się w duperele.
Wpisał(-a): Aleksander Masłowski
|