[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


                        Miziak i lew

   -  No i jak tam, kapralu? - zagadnął życzliwie sierżant Miziak
wkraczającego właśnie do komisariatu  Modliszkę.  -  Wiecie  już,
jakie prace miał wykonać Herkules?
   - Melduję, że  wiem! - wykrzyknął służbiście kapral. - On miał
przede wszystkim zabić lwa!...
   - Nemejskiego! - uzupełnił sierżant.
   Modliszka sprawdził w notatkach:
   - Może i nemejskiego... - zgodził się.  - Nazwiska nie zanoto-
wałem...
   - Dobra, walcie dalej!
   - No więc, po drugie, miał udusić wydrę.
   - Nie wydrę, lecz hydrę, ale zaliczam wam tę odpowiedź.
   - Po trzecie, miał schwytać łanię, po czwarte złapać dzika, po
piąte wyczyścić stajnię  u towarzysza Augiasza, po  szóste  powy-
strzelać ptactwo, po siódme pokonać kretyńskiego byka...
   - Kreteńskiego!
   -  No  przecie  mówię. Po  ósme ukraś stado koni, po dziewiąte
ściągnąć  pasek  z  jednej  amazonki, po  dziesiąte  podprowadzić 
z pastwiska cudze woły, po jedenaste narwać jabłek  i po dwunaste
podwędzić psa, któren pilnował sedesu.
   - Hadesu, ale poza tym wszystko prawidłowo.
   - Jezus Maria, panie sierżancie! - zawołał z podziwem  kapral.
- I pan to wszystko załatwił?
   - Co do joty - odrzekł Miziak ze skromnym, męskim uśmiechem. -
A ponieważ wypełniliście  zadanie,  które  wam  postawiłem  przed
dwoma tygodniami, więc w nagrodę opowiem wam dziś o mojej rozgry-
wce z lwem.
   - To może najpierw po malutkim? -  spytał  z  nadzieją  kapral
sięgając  po  butelkę  do segregatora, opatrzonego napisem "Zwal-
czanie CIA na terenie gminy".
   - To z konfiskaty  -  wyjaśnił,  nalewając  złocisty  płyn  do
małych, zgrabnych musztardówek z firmy polonijnej. - Bracia Kara-
mazow znowu pędzą bimber z czeskiego mazutu, który  spływa  naszą
strugą!
   Ponieważ   było   już   dawno  po  pracy,  wiec  sierżant  nie
protestował. Obaj wypili, chuchnęli i zapalili, Modliszka giewon-
ta,  a  Miziak  swą  słynną mieszankę fajkową z dwóch popularnych 
i jednego carmena.
   - Ot - zaczął  Miziak, puszczając kłąb aromatycznego dymu w u-
kośną  strugę promieni słonecznych - ot trzeba wam wiedzieć, kap-
ralu, że swego czasu nasza gmina zaczęła się nagle wyludniać...
   - A, to pewnie wtedy jak wszyscy polecieli  w  lubelskie  pra-
cować  w tych nowych kopalniach węgla, co to za dwa lata wracali,
bo się okazało, że ten węgiel odkryto o trzydzieści  tysięcy  lat
za wcześnie!
   - O trzysta tysięcy, ale ja mówię o innym wyludnieniu, o wiele
bardziej tajemniczym. Nikt nigdzie masowo nie wyjeżdżał,  a  lud-
ności coraz mniej.
   - Może zeszła do podziemia? - zaryzykował Modliszka.
   - Nie, to nie te lata. Podziemie, jeżeli było, to gospodarcze,
na niewielką skalę, że daj nam Boże taką i dziś.
   - Daj nam Boże! - powtórzył  jak  echo  kapral,  żegnając  się
ukradkiem.
   -  Co  ja  się  wtedy  nalatałem  - kontynuował sierżant - ob-
stawiłem granice gminy pospolitym ruszeniem, sam czatowałem  nocą
na cmentarzu czy kogo ukradkiem nie chowają...
   - A nie chowali?
   -  Minimalnie. Nadumieralność państwowa trzymała się w normie,
wyjazdy zagraniczne rzadsze niż kiedykolwiek,  a  krzywa  wzrostu
ludności  spadała  na  zbity  pysk.  No i wiecie co w końcu wyde-
dukowałem?
   - No, kogo  pan  wydedukował?  -  spytał  ciekawie  Modliszka,
przekonany  że  ów  zagraniczny  wyraz pochodzi od wystrychnięcia
przestępcy na dudka.
   - Wydedukowałem, że to dzieci!
   - Dzieci likwidowały ludno?
   - Wprost przeciwnie, ludność  likwidowała  przyrost naturalny, 
zmniejszając ilość swego potomstwa. Zastanowiło mnie to, ponieważ 
uprzednio rozmnażanie się  było  ulubionym  zajęciem  okolicznych
mieszkańców...
   - Bardzo ulubionym!  - przytaknął kapral. - Czasami wprost nie
można ich było od tego oderwać, zwłaszcza od czynów  społecznych,
chyba że siłą, ale co tu mówić o sile, jeżeli nasz komisariat li-
czy tylko sześciu ludzi?
   - Ot i mnie to zastanowiło - kontynuował sierżant - a  zarazem
skłoniło do działania. Namówiłem kierownika kina, żeby sprowadził
podniecające filmy...
   - I co sprowadził? Może "Kaligulę"? - zainteresował  się  Mod-
liszka,  który  znał  to dzieło z kasety, skonfiskowanej przewod-
niczącemu miejscowego PRON-u, mecenasowi Fizdoniowi.
   - Niestety, ten idiota sprowadził "Złoty pociąg" pana  Poręby,
bo  myślał  że to o pociągu seksualnym. Niewiele również zdziałał
ksiądz  Chudzielak,  mówiąc   podczas  kazania,  cytuję:  "Idźcie  
i czyńcie tak, jako czynią  ptakowie  niebiescy", a miał na myśli
wróble, które wiadomo co czynią. Aluzji  jednak  nie  zrozumiano,
tyle  że  stary  Kociorupa  po pijanemu usiłował latać, niedaleko
zresztą, bo tylko ze stodoły prosto w gnojówkę,  a  Kaśka  Pyzdra
zniosła jajo.
   - Jak to Kaśka... - ze zrozumieniem przytaknął kapral.
   -  Jak to Kaśka - zgodził się sierżant. - Już myślałem, że się
całkiem wyludnimy,  aż tu naraz przypadkiem  dowiaduję  się w ap-
tece, że ludziska wykupili wszystkie termometry. No, wtedy to już 
wiedziałem, kto tu zawinił!
   - Kto mianowicie? - spytał czerwony z ciekawości Modliszka.
   - Jak to kto? Lew!
   - Lew?
   - Lew.
   - A czy może mi pan to wyjaśnić?
   - Mógłbym,  kapralu,  ale  ponieważ staram się o wasz  ogólny,  
a zwłaszcza kierunkowy rozwój,  więc  proponuję  abyście  w ciągu
następnych dwóch tygodni spróbowali sami rozwikłać tę zagadkę.
   - A jak nie dam rady?
   - Może  czytelnicy  "Sam na sam" przyjdą wam korespondencyjnie 
z pomocą. Między autorów trafnych odpowiedzi...
   -  Wiem,  wiem,  z pańskim autografem, ale gdzie ja mam szukać
informacji o tej całej aferze?
   - W  książkach,  mój  wy Modliszko, jak zwykle w książkach!  -  
i wypowiedziawszy tę uniwersalnie  słuszną prawdę sierżant Herku-
les Miziak jął pykać swą fajeczkę, wypełnioną dwoma popularnymi i 
jednym żylastym carmenem.

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]