[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


   Serce sierżanta Miziaka

   -  Melduję,  że wiosna nadchodzi! - oznajmił kapral Modliszka,
wróciwszy z codziennego patrolu.
   - Jakie objawy zauważyliście? - spytał rzeczowo Miziak,  który
lubił  dokładnie wiedzieć co się dzieje w powierzonej jego pieczy
gminie.
   - No więc przede wszystkim fontanna odmarzła i  zaczęła  znowu
sikać.
   Sierżant  uśmiechnął  się z zadowoleniem. Fontanna ta powstała 
z inspiracji miejscowego PRON-u,  który  bawiąc  swego  czasu  na
wycieczce w Belgii zachwycił się tamtejszym Manneken-Pisem, czyli
siusiającym chłopczykiem. Po  powrocie  do  kraju  prezydium  tej
pożytecznej organizacji zapostulowało wystawienie czegoś podobne-
go w centrum gminy. Rzeźbiarz Jan Chryzostom  Nieczysty,  któremu
powierzono   to  zadanie,  nie  poszedł  na  łatwiznę  i  zamiast
wypiętego chłopca wyczarował  z  kamienia  kucniętą  dziewczynkę,
którą lud nazwał od razu Manekin-Piśka.
   -  Po drugie - wyliczał kapral - ksiądz Chudzielak dał do pra-
nia zimową sutannę, na co był już najwyższy czas, ponieważ ostat-
nio  nie  dawała się już ona złożyć, po zdjęciu stała na podłodze
jak jakiś kiosk "Ruchu", a przy  ewentualnym  przewróceniu  mogła
się stłuc.
   - A skąd znacie takie szczegóły? - zdziwił się sierżant.
   - Od księżej gospodyni, która jest na naszych usługach w spra-
wach nie dotyczących wiary! - wyjaśnił Modliszka.
   -  Bardzo  rozsądnie! -  pochwalił Miziak -  Pełna  informacja  
o każdym środowisku zapobiega  skażeniu tegoż! - Ta fundamentalna
prawda, przeniesiona  żywcem  z  ekologii,  pozwalała  dotychczas
sierżantowi utrzymywać w ryzach bujne społeczeństwo gminy.
   - Poza tym występują pomniejsze objawy - kontynuował Modliszka
- takie jak kwitnienie pierwiosnków, kwaśne deszcze z NRD i zwyk-
łe wiosenne zalecanki lisa Medarda do tej jamniczki od pani magi-
ster Felgi, przewodniczącej nielegalnej opozycji.
   - Wstyd i skaranie z tą jamnicą... - skrzywił się sierżant.  -
Czy nie można by dla niej znaleźć jakiego zdrowego psiaka zamiast
Medarda? Strach pomyśleć, co się z tego związku może urodzić...
   - Niestety, u nas naród trzyma wyjątkowo duże psy,  a  jamnica
ma  co prawda półtora metra długości, ale tylko ćwierć wysokości,
w związku z czym jest zupełnie niekompatybilna...  Ale  a  propos
psów, to wydaje mi się, że rozwiązałem pańską poprzednią zagadkę!
   - Mieliście - przypomniał Miziak - odgadnąć,  na  jaki  pomysł
wpadłem  na  podstawie psa Cerbera, który wszystkich wpuszczał do
mieszkania, ale nikogo nie chciał wypuścić.
   - No i chyba odgadłem. Jak sądzę, wpadł pan na pomysł typowego
kotła  policyjnego,  do którego każdy może wejść, nikt jednak nie
może z niego wyjść.
   - Tak jest! - potwierdził z dumą sierżant. -  To  ja  pierwszy
zastosowałem  kocioł,  który  potem tak się upowszechnił na całym
świecie.  Oczywiście  trzeba  było ten  system  dopracować,  gdyż  
w pierwszym  okresie entuzjastycznie  nastawieni  funkcjonariusze
przebierali miarkę i wpuszczali bez  opamiętania  wszystkich,  do
tego  stopnia,  że  kiedyś  osoby  zatrzymane  uzyskały ilościową
przewagę nad zatrzymującymi i  same  ich  zatrzymały.  Aż  strach
pomyśleć  do  czego  by doszło, gdyby nie zawalenie się na skutek
tłoku jednej ze ścian, przez którą wszyscy zgodnie uciekli.
   - To  są  cudowne wspomnienia, panie sierżancie... - westchnął 
z podziwem kapral. - Sam chciałbym uczestniczyć w tych wszystkich
wydarzeniach,  a  przynajmniej   móc   dalej   słuchać   pańskich
opowieści...
   -  Niestety,  mój  zacny  Modliszko, to była już ostatnia moja
herkulesowa przygoda. Wykonawszy dwanaście prac zadanych mi przez
obywatelkę major Delficką, uzyskałem przebaczenie za ohydny czyn,
polegający na pobiciu swej własnej rodziny  i  mogłem  wrócić  do
zwyczajnych  milicyjnych  działań polegających, jak wam doskonale
wiadomo, na wypisywaniu  mandatów,  chwytaniu  drobnych  złodzie-
jaszków i ścieraniu nieprzyjaznych napisów, lub też neutralizowa-
niu ich przy pomocy drobnych poprawek...
   -  O,  to  jest  pańska  specjalność!  -  zawołał  kapral.   -
Widziałem, jak wczoraj zneutralizował pan napis na murze kościel-
nym "Popieramy głodówkę", przerabiając go na "Pobieramy gotówkę",
co  wytrąciło  podziemie z równowagi, a jednocześnie napsuło krwi
ojcu Chudzielakowi, który rzeczywiście  pobiera  już  gotówkę  za
wszystko, nawet za ilość machnięć kropidłem przy pochówku!
   - Wszystko się komercjalizuje!- pokiwał głową Miziak. - Nawia-
sem  mówiąc  i ja też te swoje przygody opchnąłem  miesięcznikowi
"Sam na sam" za ogromne pieniądze, które pozwolą mi teraz spokoj-
nie  doczekać emerytury... Ale nie martwcie się kapralu! - dodał,
widząc łzy w oczach podwładnego. - Przeczucie mówi mi, że jeszcze
przeżyjemy obaj niejedno ciekawe zdarzenie!  Potrzebny  nam  jest
tylko jakiś bodziec, w rodzaju tamtego rozkazu major Delfickiej.
   - A  nie mógłby pan znowuż pobić swojej starej? - spytał z na-
dzieją w głosie Modliszka.
   -  Zwariowaliście?  - zawołał sierżant, spoglądając nań srogo.
Jednak już po chwili  wzrok  mu  złagodniał,  a  twarz  rozjaśnił
pogodny uśmiech Nr 5, zalecany w regulaminach dla wzbudzenia wza-
jemnego zaufania między przesłuchującym i przesłuchiwanym.
   - Ech wy, marzycielu... - szepnął, ładując do  swojej  wiernej
fajeczki  wnętrzności  jednego  carmena,  dwóch  popularnych  i -
omyłkowo - breneki, skonfiskowanej staremu kłusownikowi  Kocioru-
pie. Zapadał wiosenny zmierzch.
   Szło nowe.

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Proza>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]