|
Serce sierżanta Miziaka
- Melduję, że wiosna nadchodzi! - oznajmił kapral Modliszka,
wróciwszy z codziennego patrolu.
- Jakie objawy zauważyliście? - spytał rzeczowo Miziak, który
lubił dokładnie wiedzieć co się dzieje w powierzonej jego pieczy
gminie.
- No więc przede wszystkim fontanna odmarzła i zaczęła znowu
sikać.
Sierżant uśmiechnął się z zadowoleniem. Fontanna ta powstała
z inspiracji miejscowego PRON-u, który bawiąc swego czasu na
wycieczce w Belgii zachwycił się tamtejszym Manneken-Pisem, czyli
siusiającym chłopczykiem. Po powrocie do kraju prezydium tej
pożytecznej organizacji zapostulowało wystawienie czegoś podobne-
go w centrum gminy. Rzeźbiarz Jan Chryzostom Nieczysty, któremu
powierzono to zadanie, nie poszedł na łatwiznę i zamiast
wypiętego chłopca wyczarował z kamienia kucniętą dziewczynkę,
którą lud nazwał od razu Manekin-Piśka.
- Po drugie - wyliczał kapral - ksiądz Chudzielak dał do pra-
nia zimową sutannę, na co był już najwyższy czas, ponieważ ostat-
nio nie dawała się już ona złożyć, po zdjęciu stała na podłodze
jak jakiś kiosk "Ruchu", a przy ewentualnym przewróceniu mogła
się stłuc.
- A skąd znacie takie szczegóły? - zdziwił się sierżant.
- Od księżej gospodyni, która jest na naszych usługach w spra-
wach nie dotyczących wiary! - wyjaśnił Modliszka.
- Bardzo rozsądnie! - pochwalił Miziak - Pełna informacja
o każdym środowisku zapobiega skażeniu tegoż! - Ta fundamentalna
prawda, przeniesiona żywcem z ekologii, pozwalała dotychczas
sierżantowi utrzymywać w ryzach bujne społeczeństwo gminy.
- Poza tym występują pomniejsze objawy - kontynuował Modliszka
- takie jak kwitnienie pierwiosnków, kwaśne deszcze z NRD i zwyk-
łe wiosenne zalecanki lisa Medarda do tej jamniczki od pani magi-
ster Felgi, przewodniczącej nielegalnej opozycji.
- Wstyd i skaranie z tą jamnicą... - skrzywił się sierżant. -
Czy nie można by dla niej znaleźć jakiego zdrowego psiaka zamiast
Medarda? Strach pomyśleć, co się z tego związku może urodzić...
- Niestety, u nas naród trzyma wyjątkowo duże psy, a jamnica
ma co prawda półtora metra długości, ale tylko ćwierć wysokości,
w związku z czym jest zupełnie niekompatybilna... Ale a propos
psów, to wydaje mi się, że rozwiązałem pańską poprzednią zagadkę!
- Mieliście - przypomniał Miziak - odgadnąć, na jaki pomysł
wpadłem na podstawie psa Cerbera, który wszystkich wpuszczał do
mieszkania, ale nikogo nie chciał wypuścić.
- No i chyba odgadłem. Jak sądzę, wpadł pan na pomysł typowego
kotła policyjnego, do którego każdy może wejść, nikt jednak nie
może z niego wyjść.
- Tak jest! - potwierdził z dumą sierżant. - To ja pierwszy
zastosowałem kocioł, który potem tak się upowszechnił na całym
świecie. Oczywiście trzeba było ten system dopracować, gdyż
w pierwszym okresie entuzjastycznie nastawieni funkcjonariusze
przebierali miarkę i wpuszczali bez opamiętania wszystkich, do
tego stopnia, że kiedyś osoby zatrzymane uzyskały ilościową
przewagę nad zatrzymującymi i same ich zatrzymały. Aż strach
pomyśleć do czego by doszło, gdyby nie zawalenie się na skutek
tłoku jednej ze ścian, przez którą wszyscy zgodnie uciekli.
- To są cudowne wspomnienia, panie sierżancie... - westchnął
z podziwem kapral. - Sam chciałbym uczestniczyć w tych wszystkich
wydarzeniach, a przynajmniej móc dalej słuchać pańskich
opowieści...
- Niestety, mój zacny Modliszko, to była już ostatnia moja
herkulesowa przygoda. Wykonawszy dwanaście prac zadanych mi przez
obywatelkę major Delficką, uzyskałem przebaczenie za ohydny czyn,
polegający na pobiciu swej własnej rodziny i mogłem wrócić do
zwyczajnych milicyjnych działań polegających, jak wam doskonale
wiadomo, na wypisywaniu mandatów, chwytaniu drobnych złodzie-
jaszków i ścieraniu nieprzyjaznych napisów, lub też neutralizowa-
niu ich przy pomocy drobnych poprawek...
- O, to jest pańska specjalność! - zawołał kapral. -
Widziałem, jak wczoraj zneutralizował pan napis na murze kościel-
nym "Popieramy głodówkę", przerabiając go na "Pobieramy gotówkę",
co wytrąciło podziemie z równowagi, a jednocześnie napsuło krwi
ojcu Chudzielakowi, który rzeczywiście pobiera już gotówkę za
wszystko, nawet za ilość machnięć kropidłem przy pochówku!
- Wszystko się komercjalizuje!- pokiwał głową Miziak. - Nawia-
sem mówiąc i ja też te swoje przygody opchnąłem miesięcznikowi
"Sam na sam" za ogromne pieniądze, które pozwolą mi teraz spokoj-
nie doczekać emerytury... Ale nie martwcie się kapralu! - dodał,
widząc łzy w oczach podwładnego. - Przeczucie mówi mi, że jeszcze
przeżyjemy obaj niejedno ciekawe zdarzenie! Potrzebny nam jest
tylko jakiś bodziec, w rodzaju tamtego rozkazu major Delfickiej.
- A nie mógłby pan znowuż pobić swojej starej? - spytał z na-
dzieją w głosie Modliszka.
- Zwariowaliście? - zawołał sierżant, spoglądając nań srogo.
Jednak już po chwili wzrok mu złagodniał, a twarz rozjaśnił
pogodny uśmiech Nr 5, zalecany w regulaminach dla wzbudzenia wza-
jemnego zaufania między przesłuchującym i przesłuchiwanym.
- Ech wy, marzycielu... - szepnął, ładując do swojej wiernej
fajeczki wnętrzności jednego carmena, dwóch popularnych i -
omyłkowo - breneki, skonfiskowanej staremu kłusownikowi Kocioru-
pie. Zapadał wiosenny zmierzch.
Szło nowe.
Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak
|
|