[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


                   Miziak i byk kreteński

   - Czy wiecie,  kapralu,  czym  ostatnie  wybory różniły się od
poprzednich? - spytał Miziak,  mający  zwyczaj  egzaminować  swój
jednoosobowy personel z wiedzy politycznej.
   -  Melduję,  że nie wiem! - odrzekł szczerze kapral Modliszka,
nie przeczuwając nawet, iż wyraża nie tylko własne wątpliwości.
   - Jak  to  nie  wiecie? - zgorszył się sierżant. - One tym się 
różniły, że tym  razem wybieraliśmy jednego radnego spośród dwóch
kandydatów, a poprzednio spośród jednego. Jak  więc  widzimy,  ta
nowa  formuła stanowi ogromny postęp i jest ze wszech miar słusz-
na.
   - Może i ze wszech miar, ale chyba  od  niedawna  -  rezonował
kapral.  -  Gdyż  dotychczas przez czterdzieści lat wbijano mi do
głowy, że słuszne jest wybieranie jednego radnego spośród jednego
kandydata,  ponieważ  to  odróżnia  nas od demokracji zachodnich, 
w  których walka wyborcza prowadzi do przekupstwa,  nadużyć,  rui  
i zaprzedania się w służbę kapitału.
   -  Pocałujcie  mnie w dupę, kapralu! - powiedział z rezygnacją
Miziak, zniechęcony konserwatyzmem Modliszki.
   - Tak jest! - zawołał służbiście kapral, zrywając się z miejs-
ca.
   - Siad! -  krzyknął wystraszony sierżant. - Nie bądźcie no wy,
mój Modliszko, tacy dosłowni i powiedzcie  lepiej  czy  rozwiąza-
liście zagadkę łani kerynejskiej?
   -  Rzecz jasna! Ale zanim odpowiem, pozwoli pan, że zreasumuję
pańskie opowiadanie?
   - Reasumujcie! - zezwolił zwierzchnik,  któremu  spodobał  się
ten  obcojęzyczny  wyraz, chociaż na razie nie wiedział co on oz-
nacza.
   - Ot mówił pan, że nadleśniczy Bazyli Dwurura zauważył w lesie
dziwnego stwora...
   -  Nie  dziwnego  stwora  tylko dziwny stwór. Stwór odmieniamy
podobnie jak wór. Gdyby to natomiast był potwór,  to  nadleśniczy
nie zauważyłby dziwny potwór, lecz dziwnego potwora. Jasne?
   -  A  gdyby to był otwór - spytał podstępnie Modliszka - to co
by zauważył, otwór czy otwora?
   - Baczność! - rozkazał Miziak, a sprowadziwszy  w  ten  sposób
kaprala do pionu i do milczenia, powiedział łagodniej:
   - Meldujcie dalej!
   -  Bazyli Dwurura i dziwny stwór spotykali się w lesie - wymi-
nął  chytrze Modliszka tę językową rafę z precyzją uzyskaną  pod-
czas kontemplowania programów telewizyjnych pana doktora Miodka. 
- A ten stwór rogaty był i strasznie ryczał. Nadleśniczy też  ry-
czał  ze strachu, gdy przybiegł do pana. Wołał, o ile sobie przy-
pominam, "Joj, ja złariuję, łidziałem łanię".
   - Tak jest - przytaknął sierżant - tak właśnie wołał, ponieważ
jest szczepetlawy.
   -  Jeżeli  jest  szczepetlawy  i zamiast "w" wymawia  "ł",  to 
w lesie nie widział łani, lecz Wanię. A  to,  co pan, sierżancie,
schwytał w lesie to też nie była łania, tylko Wania.
   - Ale który Wania?
   -  Jeżeli  z  rogami,  to  zapewne Wania Wozduszny, bo on miał
zwyczaj ryczenia, gdy tylko żona przyprawiła mu  rogi,  czyli  że
prawie zawsze.
   -  Prawie! - potwierdził sierżant. - Ten biedak tylko raz miał
miesiąc spokoju, gdy baba złamała sobie miednicę i leżała w  gip-
sie  od  pasa  w  dół, całe szczęście że z równoczesną anginą. No 
cóż,  wygraliście, kapralu. Sięgnijcie no do segregatora i nalej-
cie, to opowiem wam dziś o byku kreteńskim!
   Już  po  chwili w musztardówkach zazłocił się aromatyczny pro-
dukt braci Karamazow, pędzony z czeskiego mazutu.
   -  Swego  czasu  -  rozpoczął swą gawędkę Miziak - gdy jeszcze  
studiowałem w szkole podoficerskiej w Słupsku...
   -  A  zna  pan  taką przestawiankę "Domki w Słupsku"? - spytał
spontanicznie Modliszka.
   - Nie znam i bądźcie uprzejmi  mi  nie  przerywać.  Ot  w  tej
szkole istniał piękny zwyczaj niesienia pomocy miastu i regionowi
nie tylko w momentach klęsk żywiołowych, ale  także  przy  okazji
różnych  świąt, obchodów i uroczystości. Przygotowywaliśmy akade-
mie,  uczestniczyli w koncertach, dekorowali trybuny, a zwłaszcza 
specjalizowaliśmy się w  pokrywaniu murów mobilizującymi napisami 
w  rodzaju "Zbudujemy drugą Polskę", "Popieramy aktualne uchwały"  
i tym podobne.
   - Takie napisy są pożyteczne - zgodził się kapral.
   -  W  naszych  organach centralnych istnieje specjalny Wydział
Wymyślania Mobilizujących Napisów z szefem w randze wiceadmirała.
Pamiętam,  że  kiedyś  na wiadukcie kolejowym we Wrocławiu wisiał
napis "Potępiamy sprawców zamieszek", chociaż  żadnych  zamieszek
nie  było, ale gdyby były, to od razu natknęłyby się na ten napis 
- kontynuował Miziak. - Tak więc zawieszaliśmy te napisy, co bar-
dzo  podnosiło morale ludności i mobilizowało ją do wydajniejszej 
pracy.  Niestety, naszą działalno przerwała seria groźnych wypad-
ków  drogowych.  Niedaleko  za miastem był zakręt, doprowadzający 
tamtejszą  szosę  prosto  do  rolniczej spółdzielni  produkcyjnej 
"Lepsza  przyszłość". I  wyobraźcie sobie, pewnego dnia wszystkie 
samochody zaczęły w tym miejscu przyśpieszać, a następnie nie ba-
cząc na ten zakręt, ładowały się prosto w okoliczny las, co połą-
czone było niejednokrotnie z dachowaniem. Już wkrótce na zakręcie  
powstało istne cmentarzysko pojazdów, eksploatowane przez  okoli-
czne chłopstwo oraz przez amatorów części zamiennych do  samocho-
dów, traktorów, a nawet lekkich czołgów. Wezwano Eksperta Komendy
Głównej, majora Zdzisława Pancernego, który pojechał na  miejsce,
ale  natychmiast  wyleciał  z zakrętu, wykręcił beczkę i wpakował
się na drzewo. Był  to  jednak  stary  wyjadacz,  wytrenowany  we
wszelkich upadkach. Po katastrofie wylazł z wraka i przeszedł ten
kawałek trasy, lekko tylko kulejąc. W pewnym momencie  przystanął,
spojrzał w górę,  uderzył  się  w czoło i wrzasnął: - Miziak, na-
tychmiast  do  mnie! Zameldowałem się biegiem. Major spojrzał  na  
mnie surowo i powiedział: - Oj, Miziak, to wszystko przez was!
   -  Jak  to  przeze  mnie,  obywatelu majorze? - wyjąkałem cały
struchlały.
   - Przez was, Miziak! - powtórzył major. - Przyjrzyjcie no się,
a sami przyznacie, że strzeliliście kretyńskiego byka!
   -  Kretyńskiego?  A  nie  kreteńskiego? - dopytywał podniecony
opowiadaniem Modliszka.
   - Mówiłem wam, kapralu - wyjaśnił cierpliwie Miziak -  że  mój
życiorys  nie  jest  wierną  kopią  dziejów Herkulesa, lecz jakby
wariacjami na jego temat. On załatwił  byka  kreteńskiego,  a  ja
strzeliłem kretyńskiego. Zaś co to był za byk...
   - To na Mysią dwa! - dokończył Modliszka, podając jednocześnie
swemu mistrzowi fajeczkę, załadowaną dwoma popularnymi  i  jednym
mało używanym carmenem.

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]