[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


                Miziak i ptaki stymfalijskie

   -  Wiecie,  kapralu, że filozofowie to szczególni ludzie! - tą
trafną obserwacją przywitał sierżant Miziak powracającego  z  ob-
chodu kaprala Modliszkę.
   - Święte słowa - zgodził się Modliszka. - W Korkowcach-Zdroju,
gdzie kiedyś służyłem,  przebywał  na  kuracji  odwykowej  pewien
filozof,  który w przeciwieństwie do reszty pacjentów nie widywał
białych  myszy,  lecz różowego kota, więc tamtejszy ordynator, dr 
Cycoń umieścił nawet  tego  filozofa  w  jednym  pokoju z niejaką
Matyldą Jamochłon, nałogową alkoholiczką, w nadziei, że kot prze-
goni te myszy.
   - I co, pozbyła się myszy?
   - Myszy się nie pozbyła, ale za to nabawiła się dziecka, które
gdy dorosło chętnie bawiło się z myszami,  zapewniając  pacjentce
spokój.
   -  To  są  jakieś  pierdoły!  -  zdenerwował się Miziak. - Ja,
mówiąc że filozofowie to szczególni ludzie, miałem na  myśli  ich
umiejętność  podziwiania rzeczy oczywistych. Taki na przykład He-
gel, ujrzawszy raz Alpy zawołał tylko: - Ach, więc to tak?
   - Niby jak? - spytał kapral po chwilowym namyśle,  ale  Miziak
stracił  już  ochotę  na  rozmowy  o  filozofii  i zadał od swego
podwładnego rozwiązania poprzedniej zagadki.
   - Miałem odgadnąć, w jaki sposób  ksiądz Chudzielak spowodował
oczyszczenie  tej  stajni  Augiasza,  która  uwiła sobie gniazdko 
w spółdzielni im. jednego z braci Marx...
   - Stajnia nie może  sobie  uwić  gniazdka!  -  sprzeciwił  się
sierżant.
   -  Teraz wszystko można! - odparł buntowniczo Modliszka. - Sam
słyszałem  w  dzienniku  telewizyjnym,  jak  jeden  dyrektor  się
tłumaczył, że brak części zamiennych jest piętą achillesową, któ-
ra stanowi wąskie gardło!
   - Walcie dalej! - machnął ręką zrezygnowany Miziak.
   - No więc przede wszystkim przeczytałem, że  Herkules  w  celu
oczyszczenia  stajni skierował do niej nurt rzeki Alfejos. W pob-
liżu naszej spółdzielni przepływa  tylko struga, która nosi nazwę
"Smredna Voda", a to dlatego, że jej źródła znajdują się na tere-
nie bratniej  Czechosłowacji,  która tą drogą dostarcza nam kilka 
razy do roku pewne ilości mazutu.  Sądzę więc, że ksiądz Chudzie-
lak  pomodlił  się  o obfite opady, które spowodowały przybór wód 
i oczyszczenie stajni.
   -  Próbował!  -  zawołał sierżant. - Błagał o ten deszcz przez
dwa dni, płakał, a  nawet  leżał  krzyżem,  chwilami  nawet  pra-
wosławnym. Niestety, okazało się, że na terenie sąsiedniej repub-
liki jego modlitwy nie są skuteczne... O ile wiem, dopiero  teraz
Zlata Praha nawiązała jakieś rozmowy z Watykanem.
   -  W  takim  razie  nie  mam  pojęcia,  jak  on to zrobił... -
zmartwił się Modliszka.
   - Powiem wam, kapralu. Otóż,  jak  wiecie,  nad  tym  potokiem 
trwają prace przy budowie już kolejnego w naszej gminie kościoła.
   - Trzydziesteo szóstego! - podrzucił kapral.
   - Zgadza się. Otóż zgodnie z ostatnio panującą ascetyczną for-
mułą, buduje się u nas prawie wyłącznie kościoły dwupoziomowe, co 
ma znaczenie i praktyczne, i symboliczne, bo sugeruje, że kościół, 
choćby częściowo, działa jeszcze w podziemiu...
   - Bo i działa! - zgodził się Modliszka. - W każdym nowym  koś-
ciele jedna nawa jest pod ziemią.
   - No  właśnie, a taka budowla wymaga bardzo głębokich wykopów,  
z których wydobywa się mnóstwo ziemi. I taka właśnie ziemia, usy-
pana  w  wysokie kopce, osunęła się za sprawą nie wiem jakich sił 
w  koryto  Smrednej Vody, powodując zmianę jej nurtu, a w następ-
stwie  wypłukanie wszystkich nieczystości z tej zabagnionej staj-
ni.
   - To było  nie  do  odgadnięcia!  -  rzekł  kapral.  -  W  grę
wchodziły  moce nadprzyrodzone, których działania nie da się  lo-
gicznie wydedukować. Prosiłbym, żeby dalsze zagadki utrzymane by-
ły w duchu suchego racjonalizmu.
   -  Zgoda!  W  takim  razie  posłuchajcie o ptakach stymfalijs-
kich... Wiele lat temu, jeszcze jako  młody  plutonowy,  dostałem
pod  opiekę  uroczą  ma mieścinę Kościołupki Dolne, bo trzeba wam
wiedzieć, że były i Górne, oddzielone od Dolnych gęstym i  dzikim
lasem.  Ten  las  właśnie  stał się przedmiotem mojej szczególnej
troski, ponieważ w jego obrębie działy się dziwne  i  niepokojące
rzeczy.   Najpierw  mecenas  Fizdoń,  aktywista  PRON-u,  zwanego
jeszcze  podówczas  Frontem  Jedności Narodu,  został  ostrzelany  
z leśnej gęstwiny.
   - Czym ostrzelany? - spytał fachowo kapral.
   - Właśnie że nie wiadomo czym. Kilka pocisków gwizdnęło mu ko-
ło ucha, a jeden wybił nawet dziurę w jego trabancie, ale nieste-
ty nie został odnaleziony.
   - Dziurę w trabancie może wybić nawet glisda, ponieważ trabant
jest zrobiony z papendeklu! - zauważył kapral.
   - Jeżeli to było glisda, to lecąca z ogromną  prędkością.  Ale
to jeszcze nic.  W kilka dni później niejaka Kaśka Pyzdra, dysku-
tując w kopie siana pod lasem ze  swym  kolejnym  narzeczonym  na
temat,  jak zeznał, perspektyw rozwojowych ZSMP, uczuła nagle ból
w okolicy pośladkowej i sięgnąwszy tamże, namacała...
   - Domyślam się co! - prychnął Modliszka.
   - To źle się domyślacie. Namacała tam coś w rodzaju  metalowej
strzały, długości około czterdziestu centymetrów, którą z najwyż-
szym trudem wyrwała, a następnie lekkomyślnie wyrzuciła, trwoniąc
kolejny  cenny  dowód rzeczowy. Następny tydzień był jeszcze gor-
szy. Różne dziwne przedmioty metalowe wylatywały z lasu, zlatywa-
ły ludziom na głowy, kontuzjowały starców, kobiety i dzieci. Rów-
nocześnie  na  miasteczko spadły inne ciosy. Najpierw zaatakowała  
je  salmonella, potem produkcja w Fabryce Parasoli im. Laurencju-
sza  Berii spadła o połowę, co dyrekcja wiązała z awarią urządzeń 
odpylających  na fabrycznym kominie, następnie ogłoszono, że jes-
teśmy  miastem  bliźniaczym z miejscowością Die Scharze Pumpe Mit 
Panzerfaust,  a  wreszcie przyjechał z nieoczekiwaną wizytą Albin 
Siwak.  Ale  tamte  sprawy  niewiele mnie  obchodziły.  Uzbrojony 
w  kask  pożyczony z ZOMO i w kamizelkę kuloodporną udałem się do 
lasu, w celu wyświetlenia zagadki tajemniczych pocisków...
   - Do, panie sierżancie! Ja ją wyświetlę! - zawołał entuzjasty-
cznie Modliszka. - A jakby ktoś z państwa się domysił, to na Myś-
lną dwa...
   - Nie "domysił na Myślną", tylko "domyślił, to na Mysią dwa" -
sprostował  dobrotliwie Miziak, zaciągając się jednocześnie dwoma
popularnymi i jednym carmenem,  buzującymi  aromatycznie  w  jego
słynnej fajeczce. 

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]