[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


Pułkownik Michał Wołodyjowski 
Do Pana Hetmana Sobieskiego 
Co nie przeczuwa niczego. 
To skoczy gdzieś na wycieczkę,  
To na jakąś blondyneczkę,  
To znów moczy nogi w wodzie, 
A tu horrendum na wschodzie - 
- krzyki, wrzaski, wieje grozą 
Ale może ja bym prozą?

   Owoż donoszę ja waszej miłości, że zaistniała tu próba zamachu
stanu na legalnie działającą władzę, czyli na mnie, zorganizowana
przez   Towarzystwo   Uczciwych   Zagończyków,  w  skrócie  TUCZ,
grupujące najbardziej konserwatywne i przeciwne reformom  elemen-
ty,  na  czele  z  tym  starym warchołem i wolontaryjuszem, panem
Zagłobą, do którego przyłączył  się  zawodowy  zupak,  ten  młot,
wachmistrz Srogi  Luśnia oraz rozwydrzony azjatycki fundamentali-
sta,  Azja Tuchajbejowicz, ukrywający się  tu  jako  Melechowicz.
   Owoż tenże wspomniany TUCZ  zrobił  tu  ostatnio pucz, podczas
którego tu puczu TUCZ-u zostałem  otoczony  i  oskarżony  o  zbyt
wysokie  ciśnienie,  co jest łgarstwem a nawet obelgą, gdyż będąc 
z  natury niskim - metr dwadzieścia sześć w kapeluszu i na szpil-
kach  -  wszystko mam takoż niskie, do tego stopnia, że nawet za-
miatam  po ziemi kutasem, którego mam przy szabli, bardzo  pozło-
cistego,  będącego  darem  jeszcze księżnej Gryzeldy, świeć Panie 
nad  jej duszą, albo lepiej nie, gdyż nieboszczka dziwnie nie lu-
biała przy świetle... 
   Ot, zebrało mi się na sentymenta, gdy wokół rewolta, ale praw-
dę mówiąc, jakoś ospała. Hej, nie tak ześmy wprowadzali stan  wo-
jenny podczas rokoszu Lubomirskiego - wszystko było we pogotowiu, 
listy proskrypcyjne spisane, broń pancerna, czyli usarze, na uli-
cach, kazamaty a ciurmy nagotowane, dysydenci zapudłowani, świad-
kowie pouczeni, szast-prast i we dwa dni mieliśmy cały kraj w rę-
ku,  tyle  że  Lubomirski  uciekł  i to do Wrocławia, gdzie zawdy 
kwitła irredenta i tam zresztą pomarł, świeć Panie na jego...  

A co to ja znowu z tym świeceniem... Świeć Panie, świeć Panie,
a cóż to Pan jakaś elektrownia, żeby każdemu świecił?

   A wracając do puczu TUCZ-u, to zaparłem się w czeladnej, mając 
ze sobą dwudziestu linkhauzowych dragonów, a Zagłoba wokół krążył,  
powiadając:  "Poddaj się, Wołodyj, to może cię zabiją, albo i nie 
zabiją,  bo  taką mam ochotę, albo i nie mam ochoty. Boże, jak tu 
nudno  - ani do kina, ani Horpyna, kici-łapci, pudło..." Na co ja 
mu z kolei proponowałem, aby mi snadnie nadmuchał pode ogon,  abo  
i nie pode ogon, a on mi - żebym go pocałował, albo nie pocałował, 
w  to lub nie w to, ale przeważnie w to. Takeśmy wtedy wzięli oba 
na przetrzymanie, aliści on pierwszy nie zdzierżył i jak się rzu-
cił uciekać, tak oparł się  chyba tak gdzieś na Krymie, u starego 
świętej  pamięci  Tuchajbeja,  co mi zresztą nie dało szczególnej 
satysfakcji, gdyż z kim ja teraz wieczorami gadał będę,  bo prze-
cież  nie z tym ciotą Muszalskim, którego Turcy zdeprawowali, gdy 
na galerach będąc przykutym w zgiętej pozycji do wiosła, nie dość, 
że się od nich odgonić nie mógł, to jeszcze wiosłując sam się mu-
siał  poruszać, przyjemność im czyniąc bez żadnego ze strony tych 
sukinsynów  wysiłku. O czym ze smutkiem zawiadamiając, pozostając 
we smutnym zniechęceniu

                                       Wołodyj, dość wierny panu, 
                                        Do niedawna więzień stanu 
                                                       Wojennego.

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]