[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


Pułkownik Michał Wołodyjowski
do
do Pana Hetmana Wielkiego
co sobie lubi ten-tego

Szanowny Panie Hetmanie,
Niech Ci zaraz sztorcem stanie
Zastęp stalowych rycerzy
Któren na wroga uderzy.

(Dobre!  Oj,  żebym  ja nie wpadł jak Jesienin w poezję jesienną,
czyli w jakieś HerbstGedichte zwanzig Stuck auf eine  Schichte...
Ja.) Tak  więc spieszę Panu donieść, iż ostatniemi czasy tutejsze
piechoty  niemieckie Oberstehra Kapusty połączyły się były z zas-
tępem  pieszych  trabantów Sturhmbanfuerera Ulbrichta przy wtórze
okrzyków:

Wio! Wiśta! Heta, heta! Gdzie idzieta?
Halt! Halt! Halt! Tam je kalt!
Naści cyklamen und komm zusammen!
Alle Leute marsch nach gemeinsam Arsch!
Kommt Erike etwas ficke!
Przełóż wajchu taj do Reichu

i tym podobnych patriotycznych hasłach, które wszelakoż wzbudziły
we  mnie pewien nacjonalistyczny niepokój, gdyż po onym anszlusie
formacyje  niemieckie  są plus-minus dwukrotnie silniejsze od na-
szych  i w dodatku przeważnie ze sobą skłóconych. Zaraz też spró-
bowałem, dla równowagi, zjednoczyć ze sobą Lipków. Lipków, Czere-
misów  i  Semenów pana Motowidły, co wszelakoż nader mierne przy-
niosło  rezultaty,  gdyż  albowiem Czeremisy zaczęły się z Lipków
wyśmiewać, wołając:

"Wy skubane Lipki, Całujta nas w pipki"
"Każden Lipek ma trypek!"
oraz "Spieprzaj Lipku, byle szybku!"

na co Lipkowie odpowiadali również mową wiązaną:

"Miała baba Czeremisa, trzymała go za kotysa"
"U Czeremisa pała łysa"
"Czeremis ma mały pemis"

itd.  itd., a wreszcie wszyscy razem nuże plantować pana Motowid-
łę:

"Motowidło to straszydło!"
"U Motowidły we dupie widły"

i jeszcze gorzej, co sprawiło, iż ów kongres zjednoczeniowy prze-
rodził  się  był  w ogólną mordownię, z której co i raz wyskakuje
któryś  wojownik  a to z głową na poły rozrąbaną, a to z rohatyną 
w plecach, a to znowóż na kikutach równiutko urżniętych i we ste-
py, w oczerety sobie kica, by nieco świeżego powietrza zażyć i u-
rokiem Dzikich Pól napawać oczy, o ile mu ich uprzednio nie wyłu-
piono i do pyska nie wsadzono, co jest starym kresowym  obyczajem
wielce  tu obserwowanym. O czym dla porządku donosząc, kreślę się
jednocześnie z należytym respektem,

                                    Michał Wołodyjowski w onucach
                                     Bez uszów i z kulą w płucach
                                     Oj, coś mi się zdaje snadnie
                                        Że zaraz kula wypadnie...


Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]