|
MISTRZOSTWA W CHODZIE I
Odbywają się mistrzostwa w chodzie,
Trener błaga o przyśpieszenie
Smutny sędzia w starym samochodzie
Dłubiąc w nosie czyta "Odrodzenie",
Zawodnicy ledwie - ledwie lezą,
Mimo pokrzykiwań kierownictwa,
A patronat nad całą imprezą
Objął woźny z Ministerstwa Leśnictwa,
Bowiem inni dygnitarze odmówili,
Każdy tylko ręce rozkładał
Że jest zajęty w tej chwili,
- Jeszcze żeby - powiadali - olimpiada...
Wy na Wyścig Pokoju nas zaproście
Lub na inną imprezę z ikrą,
A tu tylko kuśtykają goście
I się krzywią, aż spojrzeć przykro...
No i chodzą chodziarze. Deszcz siąpi,
Tłum nie zbiera się na chodniku,
Żadne auto im nie ustąpi,
Nikt nie wzniesie na ich cześć okrzyku,
Nikt napisu nie zawiesi na trasie
Ani flagi, ani żadnej szmatki,
Wynik marszu ukaże się w prasie
Gdzieś za tydzień, w rubryce "Wypadki",
A na szarej, chudej linii mety
Prócz staruszka-krótkowidza co czas mierzy
Oczekują zawodników ich kobiety
Nieciekawe, w niemodnej odzieży,
Ale każda ze swojego dumna,
Ale każda myśli to samo:
Aby puchar, paskudny jak trumna
Jej mężowi jednogłośnie przyznano.
Więc męczącym dniem i wredną nocą
Trwają te mistrzostwa niepoważne
Nie wiadomo właściwie po co,
Lecz dla kogoś ważne. A więc - ważne! Wpisał(-a): Maciej Dębski
|
|