|
OBLĘŻENIE TYKOCINA
Pewnego razu nasi rycerze oblegali Tykocin, w którym - żeby
skutecznie zredukować ilość rożnych oblężeń - bronili się: król
szwedzki, najemny Szkot Hassling - Ketling of Elgin, porucznik
chorągwi piatyhorskiej pan Charłamp oraz, oczywiście, Janusz Bo-
gusław Radziwiłł, który miał przy sobie Oleńkę, żeby zrobić tym
na złość Kmicicowi.
- Dziś pański wielki dzień, panie Onufry! - mówił Wołodyjowski
do Zagłoby. - Za chwilę ma przybyć Karol Gustaw i ofiarować panu
Zamojskiemu Lubelszczyznę w dziedziczne władanie.
- To dlaczegoż to ma być mój wielki dzień? - spytał zdumiony
Zagłoba.
- Jak to, zapomniałeś waść? - dziwili się rycerze. - Przecież
na aktywie ustalono, iż jako największy kawalarz we całym rycers-
twie, masz w zamian zaofiarować królowi szwedzkiemu Niderlandy.
- Musze sobie to zapisać! - zawołał pan Zagloba. - Co ja mu
mam ofiarować?
- Niderlandy.
W tej chwili rozległo się pukanie.
- Kto tam? - spytał Skrzetuski, zaś potężny glos odrzekł:
- Najjaśniejszy król Szwedów, Gotów i Wandalów, wielki książę
Finlandii, Estonii, Karelii, Bremy, Werdy, Szczecina, Pomerani,
książę Rugii, pan Ingrii, Wismarku i Bawarii, hrabia Paladynu
Reńskiego, Juliahu, Kliwii i Bergu!
- W porządku - rzekł Skrzetuski. - Właźcie wszyscy, a ostatni
żeby zamknął drzwi.
Wszedł Karol Gustaw, uginając się pod ciężarem przysługujących
mu tytułów.
- O, dobrze że pana widzę! - ucieszył się Zagloba, który
chciał jak najprędzej wywiązać się z powierzonego zadania.
- Otóż zostałem upoważniony, żeby zaofiarować jego szwedzkiej
mości Inflanty!
- To parsu topsze! - ucieszyła się szwedzka mość. - Właśnie
o to chciałem prosić! - i uradowany pobiegł do Tykocina, nucąc
pod rozcapierzonym ze skandynawska wąsem popularną piosenkę z
okolic Sztokholmu:
Nie byda, nie byda,
Szpajzował rezyda,
nie chcą tego dreku,
Poszpajzuje szpeku!
- Idioto - powiedział Kmicic, pukając Zagłobę palcem w bielmo.
- Miałeś mu dać Niderlandy, a dałeś Inflanty. Oj, pociągnie się
teraz ta wojna, pociągnie! - co rzekłszy, stanął na czele swoich
wiernych Tatarów i wybił po mordzie ich wodza - Akbah - Ulana,
bez którego to zabiegu ów rasowy Azjata nie był w stanie zrozu-
mieć żadnego rozkazu.
Zaraz tez poszli zagonem w ziemie elektorskie, rżnąc tamtejszą
ludność, na szczęście heretycką, oraz gwałcąc i łupiąc, ale
z rzadka tylko paląc, gdyż pan Andrzej postanowił ograniczyć pa-
lenie.
Tymczasem w Tykocinie książę Radziwiłł umyślił straszliwą
zemstę na młodym rycerzu, bezczeszcząc uwiezioną Oleńkę. Urządzał
więc na jej cześć turnieje i festyny, a raz nawet przebił rohaty-
na trabanta, co mu przyszło tym łatwiej, że trabant, jako wiado-
mo, pokryty jest tekturą.
Panna rada była tym siurpryzom. Atoli gdy jurny magnat brał
się do amorów, tedy uciekała mu po zamkowych komnatach, kory-
tarzach i wirydarzach, aż wreszcie właziła na solidny gdański re-
gał, gdzie nie mógł jej dosięgnąć, tylko nogami tupał, oczami
przewracał i mawiał do zaufanego Sakowicza:
- Okrutna z tej panny regalistka!
Oblegający zasię czynili już ostatnie przygotowania do sztur-
mu, co szło im niezbyt sporo na skutek niejasnych rozkazów pana
kasztelana Czarnieckiego, któren za młodu w gębę postrzelon, sre-
brna protezę kazał sobie wstawić, dzięki czemu brzękał bardzo
melodyjnie, ale niezbyt zrozumiale.
- Bzzzzzzzz zzzzz - rozkazał pan Czarniecki.
- Tak jest! - krzyknęli na wszelki wypadek rycerze, a na ten
dowód subordynacji rozjaśniło się oblicze ukochanego.
Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak
|
|