[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


                 BITWA POD PROSTKAMI

   Pewnego razu w lipcu Wołodyjowski, Skrzetuski, Kmicic i Zagło-
ba siedzieli nad rzeczką, łowiąc ryby, mocząc nogi, a od czasu do
czasu włażąc do wody, bo upał był tego dnia niezwykły. Wokół było
słychać  śpiew  ptaków,  a  w  oddali niezrozumiale pokrzykiwania 
kasztelana  Czarnieckiego,  który usiłował ich odnaleźć i skłonić 
do  wojowania,  ale  na szczęście byli dobrze ukryci wśród trzcin 
i oczeretów.
   -  Istny  tu  raj na ziemi - mruknął Skrzetuski, zakładając na
haczyk robaka. - Słoneczko grzeje, woda  pluszcze,  ptacy  świer-
golą, a ryby biorą.
   Pan Wołodyjowski spojrzał w rozmarzeniu na rzekę:
   -  Ważki  w  słonku igrają - dorzucił - a wodą trupy spływają.
Ani chybi wielka  bitwa  musiała  się  gdzie  odbyć.  Hej,  panie
Zagłobo!  -  zawołał starego rycerza, który woził się po rzecznej
tafli na rozdętym szwedzkim rajtarze  jakoby  na  dmuchanym  pon-
tonie. - Więcej naszych spływa czy nieprzyjaciół?
   -  Fifty  -  fifty  -  odkrzyknął  Zagloba,  przypatrując  się
zwłokom. - Ot, graf Waldek płynie, a tam pan Kotowicz, dalej Has-
sun - bej, który orda dowodził... Jest i Izrael...
   -  A co ma do tego Izrael? - zdenerwował się pan Kmicic. - Ci,
to muszą się wszędy wepchać.
   - Przecie to szwedzki jenerał, major o nazwisku Izrael - mity-
gował go pan Skrzetuski.
   -  Pan podskarbi Gosiewski nadpływa! - wrzasnął Zagloba, odda-
jąc mimowolnie honory zasłużonemu dowódcy.
   Za Gosiewskim nadpłynęli  dwaj  dowódcy  regimentów  piechoty,
bracia Engel.
   -  Zaraz  nadpłyną bracia Marx! - zażartował pan Wołodyjowski,
ale, zamiast nich nadpłynął Hassling - Ketling i dość  nieoczeki-
wanie powiedział:
   - Czołem waszmościom!
   - Ketling, żywiesz? - ucieszyli się rycerze.
   - Yes - odrzekł oszczędnie, jak na Szkota przystało.
   -  No  to  czego  z trupami pływasz? Chodź do nas i opowiadaj,
gdzie ta bitwa się rozegrała?
   - Pod Prostkami - wyjaśnił Ketling, zdejmując i wykręcając swą
kraciastą spódniczkę i wystawiając na słonce swą szkocka kobzę.
   -  Pod  Prostkami - prychnął pogardliwie Zagłoba - pod czym to
się już ludzie  nie  biją!  A  powiedzże  nam  gościu  miły,  kto
zwyciężył?
   -  Zwyciężyła  słuszna  sprawa - odrzekł Szkot, co niczego nie
wyjaśniało, gdyż dla pana Ketlinga coraz to insza sprawa  stawała
się słuszna, w zależności od tego w czyje wpadał ręce.
   -  Mówiąc krotko - upierał się Skrzetuski - Polacy wygrali czy
Szwedzi?
   - Tego nie wiem, gdyż od wielkiego upału będąc bliski apoplek-
sji,  roztropnie  upadłem  prosto do wody i w miłym chłodziku już
trzy godziny dryfuje.
   Pan Wołodyjowski popatrzył na niego surowo i rzekł:
   - Nie milej ci było,  taki  synu,  życie  za  wiarę  prawdziwą
postradać?
   -  Milej  -  zgodził  się  Ketling  -  gdybym  wiedział z całą
pewnością, która prawdziwa. Po ojcu albowiem jestem  luteraninem,
jednak  dla  uzyskania spadku w Kurlandii musiałem przejść na ka-
tolicyzm i już chciałem w tym  wytrwać,  gdy  mnie  pod  Warszawa
Tatarowie  na  arkan  ucapili  i właśnie głowę mi mieli toporkiem
odrąbać, gdy  wtem  cudownie  nawrócony,  na  mahometanizm  nagle
przeszedłem i przez kompanijnego mułłę na pniu zostałem ochrzczo-
ny.
   - Obrzezany kozikiem, po muzułmańsku! - skrzywił się Kmicic.
   - Gdy nad głową toporek, tedy furda pisiorek -  odrzekł  filo-
zoficznie Ketling, chociaż widać było, że boleje nad stratą.
   - Nie martw się, waszeć - pocieszał Skrzetuski - nader wielkie
jeszcze przed tobą możliwości, gdyż skończywszy ze Szwedy uderzy-
my najpewniej  na  Kozaków,  wspierających Rakoczego, a w on czas 
być  może znowu w niewole popadniesz i na prawosławie przejść bę-
dzie ci dane.
   - Nie  tylko - poparł  Zagloba - A judaizm? A buddyzm? A Towa-
rzystwo Krzewienia Kultury Świeckiej? Byleś tylko do luterańskiej 
wiary  nie  nawracał, gdyż ich ministrowie niemiecką mową się po-
sługują, której Pan Bóg najpewniej nie znosi, zwłaszcza iż modli-
twy  też mają dziwaczne, zaczynające się przeważnie od słów: "Ich 
melde gehorsam..."
   - Takoż  i przysłowia Niemcy mają nader głupie - dodał Wołody-
jowski. - Co  dziwne, gdyż przysłowia są mądrością narodów, a ja-
każ dla przykładu może być mądrość we przesłowiu "Hände hoch"?  
   - Kapitan von Rössel płynie, mój dobry znajomy! - ucieszył się 
Zagłoba,  wskazujac zwłoki pozbawione głowy. - Muszę go obszukać, 
gdyż był mi winien dwieście talarów za tajną informację wojskową, 
którą  przedałem  mu  z  drugiej ręki! - co rzekłszy stary rycerz 
skoczył raźno do wody.
   - Miło  tu, ale nudno - stwierdził Skrzetuski, zarzucając węd-
kę - a i ryba jakoś przestała brać...
   - Bierze,  bierze! - zwrócił mu uwagę Kmicic, ukazując tańczą-
cy spławik. - I to jakaś duża bestia. Pewnie karp albo i sum!
   Zaczęli ciągnąć obaj, obserwując złowioną sztukę.
   - Chyba sum, bo z wąsami!
   - Z wąsami to lin. Sum natomiast bywa z jajami.
   - A ten i z wąsami, i z jajami!
   - Moim zdaniem, to jest pan Zagłoba! - zawołał Ketling.
   - Nie, to na pewno sum! - upierał się Skrzetuski.
   - No więc Zagłoba czy sum?
   Pogodził  ich  pan Zagłoba, który wylazłszy z wody, ze złością 
wypluł haczyk i powiedział stanowczo:
   - Zagłoba sum!

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]