RYCERZE - epizod IV
Rycerze: (na melodię "Barwny ich strój")
Rycerzy trzech - Kmicic, Wołodyjowski, Zagłoba
Gnębi nas pech, wszystkim nam się Oleńka podoba...
Oleńka:
Zwalczcie tę chuć,innych zadań przed wami jest siła,
Musicie knuć, jak tu pozbyć się Radziwiłła.
Kmicic: Oj niedobrze, koledzy, niedobrze! Znowuż były dwa dziwne znaki na niebie
i jeden na ziemi!
Zagłoba: Oj, to niedobrze... A co one sobą przedstawiały, panie Andrzeju?
Kmicic: Jeden, dla przykładu, przedstawiał krzyż czerwony, i do tego skośny, w
takiejż czerwonej otoczce, atoli na niebieskim polu!
Wołodyjowski: Biada nam, biada, był to zapewne dziwny znak całkowitego zakazu
zatrzymywania!
Zagłoba: Nic inszego, jeno pan kasztelan Czarniecki musiał go ustawić, gdyż
uporczywie twierdzi, iże za często się zatrzymujemy, a zbyt rzadko Szweda bijemy!
Kmicic: To jest właśnie wojna szarpana, ale nie ona prowadzi do decydujących
zwycięstw... Obecnie we zbrojnej rozprawie decyduje nie kawaleria, jeno artyleria!
Wołodyjowski: He, he, pomnę, jako pode Konstantynowem z artylerzystą Wurclem i
jeszcze dwoma oficyjerami we brydża żeśmy akurat rżnęli, aż tu za rzeką piki kozackie się ukazały, a
książę Jeremi jak nie wrzaśnie do Wurcla: "Strzelajże, waszmość, w te piki"! A Wurcel, durny, jak nie
strzeli dupkiem pikowym spod króla, a ja go asem! Oczywiście, leżał bez jednej, a pan Skrzetuski bez
drugiej, bo Bohun mu ją porwał...
Skrzetuski: Porwać mi ją porwał, ale jej nie zdążył zbeszczeszczesz...
zbeczeszcze...
Rycerze: Zczeczebeszcze...sczecześ...
Skrzetuski: Tfu! Splugawić jej nie zdążył, gdyż pan Zagłoba mu ja odebrał!
Zagłoba: Bądźmy ściśli, panie Janie, troszkę to on zdążył, alem ją zaraz potem z
onego plugastwa we Dnieprze własnoręcznie obmył, we czystą odzież przebrał, ściągniętą zresztą z jednego
jąkały...
Kmicic: Nie z jąkały, jeno z niemowy!
Zagłoba: Z jąkały, z jąkały, ja wiem lepiej! A potem nawet pannie Helenie szablą
włosy obciąłem!
Wołodyjowski: Że też waść nie uszkodził jej przy tem!
Zagłoba: Prawdę mówiąc, gdym jej one włosy na pniu drzewa położył i szablą się
zamachnął, to byłem wonczas cokolwiek pijany, wyjątkowo zresztą...
Rycerze: He, he, he! Wyjątkowo!
Zagłoba: I wszystko potrójnie widziałem. Machnę ci ja szablą, a głowka panny
Heleny hyc i turlu, turlu, turlu...
Skrzetuski: Zaraz! Co znaczy turlu, turlu? Przecie ja z Heleną już od lat żywię
i mamy sześciu synów.
Zagłoba: Objaśnię ci to, panie Janie, ale obiecaj, żę się nie będziesz śmiał!
Owóż, obciąwszy pannie głowę, wielce się zdenerwowałem...
Kmicic: Człek na wojnie takie nerwy ma napięte, że byle co go wytrąca. I coś
waść z nią zrobił?
Zagłoba: A pochowałem.
Wołodyjowski: Pannę, czyli jej głowę?
Zagłoba: Obie pochowałem po krzakach, żeby kto nie zobaczył, a potem zacząłem
dumać nad jakowymś fortelem.
Kmicic: Ha, ha, a jakiż tu fortel, gdy łeb urżnięty?
Zagłoba: Aha . ha, ha! Łeb faktycznie urżnięty, ale za to u mnie łeb nie od
parady! Dalejże ja gonić tego jąkałę, com go przedtem ograbił. Złapałem, przebrałem i odtąd jako pannę
Kurcewiczównę ze sobą woziłem, gdyż dziwnie byli do siebie podobni.
Skrzetuski: Ha, ha! To dlatego Helena się jąka? Oj, bo ja pęknę! Hu, hu, hu!
Zagłoba: Oj, nieładnie, panie Janie. A obiecywałeś, że nie będziesz się
śmiał!
Skrzetuski: Oj, kedy nie wytrzymam! Oj, trzymajcie mnie, koledzy,
trzymajcie!
Rycerze: He, he, he! Ha, ha, ha! Hu, hu, hu!
Kmicic: Panowie! Nie ma to jak Dzikie Pola! Szable w dłoń, koledzy!
Wpisał(-a): Agnieszka Piwoni
|