RYCERZE - epizod V
Rycerze: (na melodię "Barwny ich strój")
Rycerzy trzech - Kmicic, Wołodyjowski, Zagłoba
Gnębi nas pech, wszystkim nam się Oleńka podoba...
Oleńka:
Zwalczcie tę chuć,innych zadań przed wami jest siła,
Musicie knuć, jak tu pozbyć się Radziwiłła.
Głosy: Oj, niedobrze, koledzy, niedobrze...
Kmicic: Noc ciemna i głucha, a w obozie szwedzkim nastrój chyba dobry, bo
jakoweś tańce tam się odbywają.
Zagłoba: Czekajcie, wezmę ja swoją lornetkę, tu nastawię...
Kmicic: No, i co tam widać?
Zagłoba: Oho! Ho, ho!
Kmicic: No! Co tam widać?
Zagłoba: Spojrzyj pan, panie Michale na własne oczy. No?
Głosy: Oho, ho, widać co?
Kmicic: Teraz ja popatrzę, teraz ja popatrzę.
Zagłoba: Jemu nie dawaj, bo serce snadnie pęknąć mu może z żalu.
Kmicic: No dawaj, ja popatrzę!
Zagłoba: Nie, nie...
Kmicic: Daj, popatrzę.
Wołodyjowski: Nie dla ciebie to widoki panie Andrzeju.
Zagłoba: Nie dla ciebie, lepiej tego nie oglądaj, rycerzu dzielny, ale
nieszczęsny...
Kmicic: Koledzy, nie wygłupiajcie się! No, co ja tam mogę zobaczyć? Mogę
zobaczyć moją umiłowaną Oleńkę...
Zagłoba: Oleńkę, Oleńkę też...
Kmicic: Co znaczy "też"? A z kim jest ona, prócz niej i poza nią kto tam
jest?
Wołodyjowski: Poza nią jest już tylko ściana.
Zagłoba: Tak, poza nią ściana tylko, natomiast przy niej...
Kmicic: Zgaduję, że to Bogusław!
Wołodyjowski: Zgadł, zgadł! Jak mi Bóg miły!
Zagłoba: Pan to masz łeb do zgadywanek, panie Kmicic.
Wołodyjowski: Potężny łeb. Tak, w teleturniejech mógłby waść występować. Nasze
gratulacje, panie Andrzeju.
Zagłoba: i W. Daj pyska, stary. Daj pyska!
Kmicic: Dziękuję, koledzy, dziękuję...
Głosy: Nie ma za co.
Kmicic: ...fakt faktem, że umysł mam dzinie błyskotliwy co u nas, we świętej
Żmudzi, dużą jest rzadkością.
Głosy: O, tak!
Kmicic: O, ale co oni tam robią?
Zagłoba: No, jak by ci to eufemistycznie powiedzieć panie Andrzeju. Co,
powiedzieć mu Michale?
Wołodyjowski: A powiedz mu, waść, powiedz, niech się chłopisko uśmieje.
Zagłoba: Owóż, oni tam tańcują.
Kmicic: Tańcują! Dam ja temu Bogusławowi! Pies żeż z nim tańcował!
Zagłoba: Może uprzednio pies, ale dzisiaj panna Oleńka.
Wołodyjowski: Otóż to!
Kmicic: Oj, żebyż tak chociaż usłyszeć, o czym rozmawiają.
Zagłoba: O, to nic prostszego! Przy dzisiejszej technice podsłuchu, panie
Andrzeju. Daj no waść kopię husarską. O, tam stoi kopia Rocha Kowalskiego. Podaj ją.
Kmicic: A po cóż do tego kopia?
Zagłoba: A po to, że kopia jest wewnątrz wydrążona.
Wołodyjowski: Pusta jest, pusta.
Zagłoba: Więć, gdy już koniec kędy wsadzisz, kędykolwiek tedy przy drugim końcu
jako we głośniku wszystko słyszeć możesz.
Wołodyjowski: No, proszę. Już podsłuch gotowy.
Zagłoba: Włącz waść, panie Michale.
(Do rycerzy dobiegają tony muzyki i strzępy rozmowy.)
Bogusław: O Freulein! O Freulein Billewicz...
Oleńka: Ja po amerykańsku ani w ząb!
Bogusław: (bełkocze coś po niemiecku)
Oleńka: O, o, o!
Wołodyjowski: Słyszycie, słyszycie?
Zagłoba: Ciekawa rzecz, waszmościowie, że muzykę słychać, a kapeli nie widać! Co
tak pięknie tam grać może?
Wołodyjowski: Jest to zapewne jakowaś grecka grajszafa.
Kmicic: Jaka grajszafa, przecież to Oleńka! Słyszę ją!
Wołodyjowski: Jakże? Oleńka?
Kmicic: A Oleńka, Oleńka. Jej prawie zawsze we piersiach grało, a szczególnie w
jednej.
Zagłoba: To ja wiem. Nic inszego, jeno w onej panience tak gra krew rycerska.
Pan Sienkiewicz nieraz o tym napomykał, z tym, że zawsze równocześnie panna rozdymała nozdrza. Zobaczcie,
czy i ona ma rozdęte...
Kmicic: Dlatego tak rezonuje. No, hej, tu nic nie wystoimy, koledzy. Szable w
dłoń!
Głosy:
Szable w dłoń! Hej szable w dłoń!
Łuki w juki, a krupy wziąć w troki.
Hajda na koń! Okażemy się godni epoki!
Ruszamy w bój, aby odbić Billewiczównę,
Bogusław zbój trallala...
Wpisał(-a): Agnieszka Piwoni
|