[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


RYCERZE - epizod II

Rycerze: (na melodię "Barwny ich strój")

Rycerzy trzech - Kmicic, Wołodyjowski, Zagłoba
Gnębi nas pech, wszystkim nam się Oleńka podoba...

Oleńka:

Zwalczcie tę chuć,innych zadań przed wami jest siła,
Musicie knuć, jak tu pozbyć się Radziwiłła.

Kmicic: No i co koledzy? Jedziemy, jedziemy, a Szwedów jakoś nie widać.

Wołodyjowski: Nie widać, bo ciemno. Pamiętam, jak żeśmy kiedyś po ciemku Tatarów pode Żółtymi Wodami podchodzili, to też żeśmy ich nie widzieli, a oni nas wyraźnie, ponieważ pan Skrzetuski niezwykle silnie był jonizował.

Zagłoba: Tak, tak, w tym rycerzu tyle cnót się nagromadziło, że się już nie mieściło i ze łba mu promieniowało. Przede bitwą pod Korsuniem całą noc przy tem blasku w cwancygiera żeśmy rżnęli!

Kmicic: Zacny to był rycerz, ale ponad miarę szlachetny. Jak zaczął swoje komunały wygłaszać, to nawet Bohun nie zdzierżył i nawiał do Chmielnickiego, Helenę Kurcewiczównę porzucając.

Wołodyjowski: Ten Skrzetuski to nawet sprawy męsko - damskie potrafił uwznioślić! Pomnę, że gdy chciał Helenę na te rzeczy namówić, to zabrał ją do sadu i powiada: "Ile razy kukułka nam kuknie, tylu synalków mieć będziem!" Wtedy my razem z Rzędzianem na cyku będąc, jak nie zaczniemy kukać!

Zagłoba: No, jak dziś pamietam! Przy 12 kuku panna zbladła, a przy 36 powiedziała, że nie jest pepeszą i w pysk pana Skrzetuskiego zaprawiwszy, razem ze mną w Dzikie Pola uciekła!

Kmicic: Słynna to była ucieczka! Waszmość za puzonistę się był przebrał?

Zagłoba: Za lirnika, natomiast pannę przebrałem za niemowę. Hej, pomnę te noce ukraińskie po barszczu ukraińskim, w tych jarach dniestrowych i w tych komyszach na tych myszach jak żeśmy się zaczęli walkonić, a tu wilcy nam wyją do wtóru, a tu znowuż basiory, a tu upiory i strzygi!

Wołodyjowski: Najgorszy jest rezun z bizunem na bachmacie w oczeretach przy chutorze za porohami z parchami po siwusze przy dziewusze z hołubcem w hajdawerach!

Zagłoba: Pst! Koledzy! Zdaje się, że Szwedzi ciagną!

Kmicic: Ciągna na nas?

Zagłoba: Gdzie tam, wódę ciągną z gąsiora!

Kmicic: O, nie pozwolimy, aby najeźdźca majatek narodowy nam trwonił. Baczność, panowie, szable w dłoń!

Zagłoba: No, nie jest najgorzej, mości panowie, ale nie jest i najlepiej!

Wołodyjowski: Średnio jest, panie Andrzeju, średnio. Niby tych Szwedów bijemy, ale nie możemy ich wybić.

Zagłoba: Bo waść panie Michale, jako tępy słuzbista, zbyt dosłownie rozkaz wybicia do nogi wykonywasz i po nogach Szwedów bijesz, zamiast w łeb ich zaprawiać.

Kmicic: Ba, każden Szwed olbrzym, a nasi żołnierzykowie przeważnie kurduple, więc do szwedzkiej głowy trudno im sięgnąć, szczególnie panu Michałowi...

Wołodyjowski: Ja już nawet co którego rajtara gdzie spotkam, to specyjalną drabinkę przenośną ustawiam i na nią wyłażę, ale przeważnie zanim wylezę, to on złośliwie się oddala, jako idyjotę mnie na polu walki na drabinie zostawiając...

Kmicic: Bo na takiego trza zawołać "halt!"

Wołodyjowski: Ha?

Zagłoba: Nie "ha", tylko "halt". Szwedzi sa do głupoty zdyscyplinowani i gdy takowemu "halt" krzykniesz, jako wryty stać będzie!

Kmicic: Przedni to sposób i trza go wyprobować, panowie! Ustawiamy drabinę i czekamy na Szweda... Dawajcie ją!

Wołodyjowski: O, tu będzie dobrze! (wlecze drabinę)

Zagłoba: A nie, nie, panie Michale. O tu będzie dużo lepiej... (wlecze drabinę)

Wołodyjowski: (goni za nim) Oddaj, waść! To moja drabina!

Kmicic: Przestańcie się szarpać, waćpanowie, bo drabina trzeszczy... (trzask) No, tak, drabinę mamy już z głowy! A wszystko przez to nasze warcholstwo...

Zagłoba: Trochę przez warcholstwo, a trochę i przez złą jakość drabiny! Przecie to bubel!

Wołodyjowski: O, tu jest metka, zobaczymy, to to produkuje... Panowie! To w ogóle nie jest drabina!

Rycerze: A co, a co?

Wołodyjowski: (czyta) Jest to właźnica pięcioszczeblowa, bojowa, przystawna, ręcznie rżnięta, ze spółdzielni stolarskiej "Rezun"

Kmicic: I co my teraz zrobiemy?

Zagłoba: Jak to co? Wstydu narobiemy tej spółdzielni na całą Polskę!

Wołodyjowski: Czekajcie, ja im przygadam: " Oj popraw się , popraw spółdzielnio "Rezun"!

Kmicic: Ja wzywam z tego miejsca prezesa tej spółdzielni, żeby się publicznie wytłumaczył z tego brakoróbstwa.

Zagłoba: A ja powiem na niego fraszkę, czekajcie... Coś spółdzielnia "Rezun" ma niedobry sezun, wyrabia kiepskie wyroby, widać tam sa brakoroby! Dobra, nie?

Wołodyjowski: Nie bardzo, ale drabina też kiepska...

Rycerze: Grunt, żeśmy załatwili sprawę. No, to teraz na Szweda, panowie! Szable w dłoń!

Wpisał(-a): Agnieszka Piwoni

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]