RYCERZE - epizod II
Rycerze: (na melodię "Barwny ich strój")
Rycerzy trzech - Kmicic, Wołodyjowski, Zagłoba
Gnębi nas pech, wszystkim nam się Oleńka podoba...
Oleńka:
Zwalczcie tę chuć,innych zadań przed wami jest siła,
Musicie knuć, jak tu pozbyć się Radziwiłła.
Kmicic: No i co koledzy? Jedziemy, jedziemy, a Szwedów jakoś nie widać.
Wołodyjowski: Nie widać, bo ciemno. Pamiętam, jak żeśmy kiedyś po ciemku Tatarów
pode Żółtymi Wodami podchodzili, to też żeśmy ich nie widzieli, a oni nas wyraźnie, ponieważ pan
Skrzetuski niezwykle silnie był jonizował.
Zagłoba: Tak, tak, w tym rycerzu tyle cnót się nagromadziło, że się już nie
mieściło i ze łba mu promieniowało. Przede bitwą pod Korsuniem całą noc przy tem blasku w cwancygiera
żeśmy rżnęli!
Kmicic: Zacny to był rycerz, ale ponad miarę szlachetny. Jak zaczął swoje
komunały wygłaszać, to nawet Bohun nie zdzierżył i nawiał do Chmielnickiego, Helenę Kurcewiczównę
porzucając.
Wołodyjowski: Ten Skrzetuski to nawet sprawy męsko - damskie potrafił
uwznioślić! Pomnę, że gdy chciał Helenę na te rzeczy namówić, to zabrał ją do sadu i powiada: "Ile razy
kukułka nam kuknie, tylu synalków mieć będziem!" Wtedy my razem z Rzędzianem na cyku będąc, jak nie
zaczniemy kukać!
Zagłoba: No, jak dziś pamietam! Przy 12 kuku panna zbladła, a przy 36
powiedziała, że nie jest pepeszą i w pysk pana Skrzetuskiego zaprawiwszy, razem ze mną w Dzikie Pola
uciekła!
Kmicic: Słynna to była ucieczka! Waszmość za puzonistę się był przebrał?
Zagłoba: Za lirnika, natomiast pannę przebrałem za niemowę. Hej, pomnę te noce
ukraińskie po barszczu ukraińskim, w tych jarach dniestrowych i w tych komyszach na tych myszach jak
żeśmy się zaczęli walkonić, a tu wilcy nam wyją do wtóru, a tu znowuż basiory, a tu upiory i strzygi!
Wołodyjowski: Najgorszy jest rezun z bizunem na bachmacie w oczeretach przy
chutorze za porohami z parchami po siwusze przy dziewusze z hołubcem w hajdawerach!
Zagłoba: Pst! Koledzy! Zdaje się, że Szwedzi ciagną!
Kmicic: Ciągna na nas?
Zagłoba: Gdzie tam, wódę ciągną z gąsiora!
Kmicic: O, nie pozwolimy, aby najeźdźca majatek narodowy nam trwonił. Baczność,
panowie, szable w dłoń!
Zagłoba: No, nie jest najgorzej, mości panowie, ale nie jest i najlepiej!
Wołodyjowski: Średnio jest, panie Andrzeju, średnio. Niby tych Szwedów bijemy,
ale nie możemy ich wybić.
Zagłoba: Bo waść panie Michale, jako tępy słuzbista, zbyt dosłownie rozkaz
wybicia do nogi wykonywasz i po nogach Szwedów bijesz, zamiast w łeb ich zaprawiać.
Kmicic: Ba, każden Szwed olbrzym, a nasi żołnierzykowie przeważnie kurduple, więc
do szwedzkiej głowy trudno im sięgnąć, szczególnie panu Michałowi...
Wołodyjowski: Ja już nawet co którego rajtara gdzie spotkam, to specyjalną
drabinkę przenośną ustawiam i na nią wyłażę, ale przeważnie zanim wylezę, to on złośliwie się oddala,
jako idyjotę mnie na polu walki na drabinie zostawiając...
Kmicic: Bo na takiego trza zawołać "halt!"
Wołodyjowski: Ha?
Zagłoba: Nie "ha", tylko "halt". Szwedzi sa do głupoty zdyscyplinowani i gdy
takowemu "halt" krzykniesz, jako wryty stać będzie!
Kmicic: Przedni to sposób i trza go wyprobować, panowie! Ustawiamy drabinę i
czekamy na Szweda... Dawajcie ją!
Wołodyjowski: O, tu będzie dobrze! (wlecze drabinę)
Zagłoba: A nie, nie, panie Michale. O tu będzie dużo lepiej... (wlecze
drabinę)
Wołodyjowski: (goni za nim) Oddaj, waść! To moja drabina!
Kmicic: Przestańcie się szarpać, waćpanowie, bo drabina trzeszczy...
(trzask) No, tak, drabinę mamy już z głowy! A wszystko przez to nasze warcholstwo...
Zagłoba: Trochę przez warcholstwo, a trochę i przez złą jakość drabiny! Przecie
to bubel!
Wołodyjowski: O, tu jest metka, zobaczymy, to to produkuje... Panowie! To w ogóle
nie jest drabina!
Rycerze: A co, a co?
Wołodyjowski: (czyta) Jest to właźnica pięcioszczeblowa, bojowa,
przystawna, ręcznie rżnięta, ze spółdzielni stolarskiej "Rezun"
Kmicic: I co my teraz zrobiemy?
Zagłoba: Jak to co? Wstydu narobiemy tej spółdzielni na całą Polskę!
Wołodyjowski: Czekajcie, ja im przygadam: " Oj popraw się , popraw spółdzielnio
"Rezun"!
Kmicic: Ja wzywam z tego miejsca prezesa tej spółdzielni, żeby się publicznie
wytłumaczył z tego brakoróbstwa.
Zagłoba: A ja powiem na niego fraszkę, czekajcie... Coś spółdzielnia "Rezun" ma
niedobry sezun, wyrabia kiepskie wyroby, widać tam sa brakoroby! Dobra, nie?
Wołodyjowski: Nie bardzo, ale drabina też kiepska...
Rycerze: Grunt, żeśmy załatwili sprawę. No, to teraz na Szweda, panowie! Szable w
dłoń!
Wpisał(-a): Agnieszka Piwoni
|