WCZASY W MIEŚCIE
A kiedy żony wyjadą nad morze, oraz dzieci,
To czasem gadam z sąsiadem: - No, jak tam panu leci?
A sąsiad zakłopotany uśmiecha się lubieżnie
- Na razie nic proszę pana... A pan? - Niestety, też nie...
Albo się czasem chwali, że znów znad morza list ma:
- Moi mi wczoraj pisali, że tam pogoda śliczna...
Chodzimy po pustych mieszkaniach, odpoczywają nam nerwy,
Żyjemy bez gotowania, jemy wyłącznie konserwy.
Nie zamówiliśmy mleka, więc nie ma butelek za drzwiami.
W telewizora ekran patrzymy wieczorem, sami.
Z czułością spoglądamy na porzucone misie,
A potem zasypiamy i synek mały nam śni się.
I zaraz budzi nas dzwonek, to dzwoni taka tam jedna...
Co ty, sam jesteś? Bez żony? Ja także sama i biedna...
A rano znowu jest pusto i jakoś tak nieprzyjemnie,
I człowiek spojrzawszy w lustro - świnia - powiada - ze mnie...
Poczem przysięga sam sobie, że będzie już wierny i czysty
I do rodziny skrobie niezwykle czułe listy.
I znowu stęskniony chodzi i się prowadzi wzorowo,
A po trzech dniach mu przechodzi i wszystko apiać ab ovo...
Czas jakoś wolno lizie, kurz się na meblach osadza,
I myśl natrętna gryzie czy żona nad morzem nie zdradza?
W tym wszystkim jest dużo smutku i dużo małego draństwa,
I drętwo jest, i podlutko... Wot, wykwit ja drobnomieszczaństwa!
Wpisał(-a): Maciej Dębski
|