[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


   Docent Basset - 3.

   W  knajpie  "Pierwiosnek" kipiało życie. Za kontuarem królował
potężny jak wielkie piece Magnitogorska ajent Wincenty Jamochłon,
słynny ongiś zapaśnik i sztangista. Rozstawione nie bez smaku ba-
terie różnokolorowych wódek otaczały aureolą  słuszny  w  treści,
chociaż  opluty  w  formie  napis  "Alkohol szkodzi zdrowiu", pod
którym ktoś dopisał "...ale ratuje budżet  państwa".  W  szklanej
szafce  widniały  zwłoki śledzia, omszałe jajko na twardo i spory
kawałek pasztetu, po którym łaził wywijający z  radości  ogonkiem
duży, złocisty gronkowiec.
   Bliżej  wejścia pousadzali się urzędnicy samorządu terytorial-
nego, chłepcząc w pośpiechu jakieś chude zupki, przełykając zimny
makaron  i  zerkając  ze  strachem ku centrum sali, gdzie stoliki
zajęte  były  przez  podziemie  gospodarcze,  drobnych  rabusiów,
artystów  estrady,  prostytutki  i zwyczajnych pijaczków. W kącie
skupiała  się  rozpoznawalna  na  pierwszy  rzut  oka   konspira.
Rysowano  tam  na bibułkowych serwetkach wzory ulotek, wymieniano
szeptem  zbrodnicze  wiadomości  i  zerkając  znad  podniesionych
kołnierzy  puszczano z premedytacją fałszywe informacje, notowane
skwapliwie przez siedzącego opodal tajniaka,  ucharakteryzowanego
na zarażona syfilisem konduktorkę MPK.
   -  Wódki dla wszystkich - powiedział docent Basset, podchodząc
do kontuaru i rzucając  banknoty  ozdobione  wizerunkami  naszych
pierwszych monarchów z linii piastowskiej.
   -  Jak  dla wszystkich, to Szopen - burknął bufetowy, mając na
myśli pięć tysięcy złotych. Jednak kierownik orkiestry nie wyczuł
intencji i zawołał z entuzjazmem: Tak jest, szefie, Szopena!
   I  zaraz  też  zabrzmiała  Fantazja  A-dur  na tematy polskich
pieśni ludowych, opus 13-te, grana tym chętniej, iż  muzycy  byli
bez  wyjątku  pracownikami filharmonii dorabiającymi sobie w wol-
nych chwilach i z największą niechęcią naginali  się  do knajpia-
nego   repertuaru,   opartego  głównie  na   popularnych  rytmach
hardrockowych.
   - Jeleń, jeleń! - rozległy się na sali życzliwe głosy i  zaraz
też grono bywalców otoczyło hojnego ofiarodawcę, klepiąc go przy-
jacielsko po ramionach, niedźwiadkując się z nim  i  zerkając  na
pękaty portfel, z którego wysupływał coraz to nowe banknoty.
   Basseta  wzruszenie  dusiło  w  gardle. Wreszcie widział wokół
siebie żywych ludzi, a nie  ich  wyłonione  w  polu  operacyjnym,
okrutnie  masakrowane narządy. Pił bez umiaru, nie zauważył nawet
jak ulotnił się gdzieś jego płaszcz podszyty nutriami, jak z  nóg
ściągnięto  mu  buty,  a  z  przegubu  ręki elektroniczny zegarek
"Maładiec". Jego zamglony wzrok z trudem  odróżniał  poszczególne
twarze, a przeszłość mieszała mu się z teraźniejszością.
   -  Jolanto.... dlaczego odeszłaś...? - bełkotał, wieszając się
na szyi babci klozetowej. - O, i pan sekretarz Jaskiernik jest  z
nami!  - wykrzyknął na widok wiszącego nad bufetem portretu Marii
Konopnickiej na rok przed śmiercią,  uważanego  przez  ajenta  za
zdjęcie  ministra Nieckarza, zrobione przy okazji pierwszej komu-
nii.
   -  A  ty  kto  właściwie  jesteś?  -  wypytywał  go   Wincenty
Jamochłon,  wiedząc  z doświadczenia, że taka informacja bywa za-
zwyczaj bardzo przydatna nazajutrz, gdy już dochodzi  do  identy-
fikacji zwłok.
   -  Ja  jestem  nikim...  - zachrypiał chirurg. - Do dziś byłem
Bassetem, a teraz... Teraz wiesz, kto ja jestem?
   - Jam wał koński! - tu roześmiał się tak okropnie, że pobledli
nawet wielokrotni recydywiści, i słaniając się podszedł do drzwi.
   - Jam wał koński! - zawołał jeszcze raz i wypadł w mrok ulicy,
a za nim kilku jego nowych przyjaciół.
   W  ciemnościach  zakotłowało  się,  coś  uderzyło głucho, ktoś
jęknął, zawrzała krótka potyczka o łup,  wreszcie  wszystko  uci-
chło.  I tylko z ust siedzącego na kupie gnoju docenta Basseta po
raz trzeci zabrzmiał szept:
   - Jam... wał... koński...
   Tu omdlał i legł bezwładnie obok butelki po  piwie,  którą  go
przed chwilą ogłuszono.

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]