[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


   Docent Basset - 28.

   Na  wiosnę  w  gminie pokazali się niestety Zieloni. Pierwszym
sygnałem ich działalności były napisy na murach, zawierające bun-
townicze treści i żądania.
   -  No  i  jak  żeście  zareagowali?  -  spytał sierżant Miziak
kaprala Modliszkę, który mu meldował o tych bezeceństwach.
   - Melduję,  że  zareagowałem  regulaminowo,  neutralizując  te
hasła  przy pomocy drobnych poprawek. Na przykład w haśle "Żądamy
czystej wody" przerobiłem "wody" na "wódy", co nie powinno nikogo
dziwić, ponieważ są to żądania powszechne.
   - A co żeście zrobili z napisem "Żądamy oczyszczalni"?
   -  Zamazałem  "oczy"  i zostało "Żądamy szczalni". To wezwanie
koresponduje z inicjatywą tutejszego  PRON-u.  Najgorzej  było  z
hasłem  "Precz  ze skażeniami", ale w końcu udało mi się zrobić z
niego "Precz z kazaniami". Ksiądz Chudzielak na pewno się  wkurzy
i naskoczy na wichrzycieli.
   Ale  Chudzielak  nie  zareagował  tak,  jak  tego  oczekiwano,
ponieważ od kilku tygodni był całkowicie  pochłonięty  oglądaniem
serialu  "Ptaki ciernistych krzewów", który uważał za cykl repor-
taży z życia duchowieństwa.
   - Patrz pani - mówił do swojej gospodyni - jaki to  postęp  na
tym  świecie!  Ot,  taki ksiądz proboszcz Kilder pod sutanną nosi
same kąpielówki, a nie takie wełniane gacie jak to u nas...
   - Może sobie pani wyprać moje stare kalesony - dodał po chwili
wspaniałomyślnie - należą się pani za wierną i oddaną służbę.
   -  Bóg zapłać - odrzekła z umiarkowanym entuzjazmem gosposia -
lepiej by ojciec przestał oglądać te dyrdymały, bo to tylko  ruja
i  zgorszenie,  a  tymczasem  w  gminie  nie za dobrze, ktoś nocą
powypisywał na chałupach "Precz z kazaniami".
   - Mogą mi  nadmuchać  w  konfesjonał  -  oświadczył  beztrosko
Chudzielak  i zasiadł przed telewizorem, aby obejrzeć kolejny od-
cinek.
   - O! O! - zawołał. - Co to jest, co on robi z tą panią?
   Bardziej nerwowo zareagował  na  żądanie  Zielonych  naczelnik
gminy, Sylwester Balanga.
   -  Musimy  przechwycić  inicjatywę  -  mówił  do  sekretarza -
zwołamy sami naradę w sprawie skażeń i wznowimy działalność  Ligi
Ochrony Przyrody.  Proszę  jutro urządzić spotkanie z przedstawi-
cielami środowiska.
   - Ale jakiego środowiska? -  spytał  roztropnie  sekretarz.  -
Środowiska  mamy  różne: jest środowisko kryminogenne, środowisko
artystyczne, inseminator Środowisko Teofil  i  jeszcze  parę  in-
nych...
   -  Przecież  chodzi  o  skażenie  środowiska naturalnego, więc
proszę o przedstawicieli tego środowiska! - uciął sprawę Balanga.
   Pozostawiony  sam  sobie  i skazany wyłącznie na własną wiedzę
sekretarz gminy doszedł do wniosku, że  środowisko  naturalne  to
ogólnie biorąc przyroda.
   W  rezultacie  tych przemyśleń nazajutrz w sali obrad zasiedli
następujący przedstawiciele środowiska naturalnego: pani od przy-
rody  z  podstawówki,  organista  ze swym kotem, słynnym od czasu
procesu starego Kociorupy,  oraz  leśniczy  Dwurura  z  oswojonym
lisem   Medardem.  Z  własnej  inicjatywy  przybłąkały  się  dwie
okoliczne kury i przygłup Kwasimorda.
   - Obywatele... - zaczął naczelnik, niepewny czy to  określenie
przysługuje wszystkim obecnym - zebraliśmy się tutaj, aby reakty-
wować naszą, podupadłą coś  jakby  ostatnio  Ligę  Ochrony  Przy-
rody...  Czy  one  muszą  się  akurat  tutaj  ryćkać?  -  spytał,
wskazując głową lisa, który usiłował skrzyżować się z kotem.
   - Muszą - wyjaśnił Dwurura - one  zawsze  to  robią,  jak  się
spotkają, ale spokojna głowa, oba samce, więc niekompatybilne.
   -  To w porządku - uspokoił się Balanga i kontynuował referat:
- Przede wszystkim sprawy formalne.  Czy  wszyscy  tu  obecni  są
członkami  Ligi? Bo jeżeli nie, to proponuję żeby się od razu za-
pisali.
   Ten ostatni postulat nie spotkał się z dobrym przyjęciem.
   - Każdy już gdzieś  należy  -  tłumaczył  organista  -  ja  na
przykład  jestem  członkiem nielegalnego Związku Zawodowego Orga-
nistów, Kościelnych,  Księżych  Gospodyń  i  Grabarzy,  i  to  mi
zupełnie  wystarczy.  Jakby  wszyscy  do wszystkiego się nawzajem
pozapisywali, to by znowu się powtórzyła taka afera jak na ostat-
nim  spotkaniu  PRON-u  z  OPZZ-em, kiedy to cały OPZZ wstąpił do
PRON-u, a PRON do OPZZ-u, a nawet zdaje się Miodowicz wstąpił  do
Dobraczyńskiego, czy też odwrotnie i teraz nic już nie wiadomo...
   - Może stworzymy grupę nieformalną - zaproponował sekretarz  -
to teraz bardzo modne.
   W  ten  sposób  w gminie powstała Nieformalna Grupa Miłośników
Przyrody,  która  natychmiast  wystąpiła  z   inicjatywą   budowy
Oczyszczalni Ścieków im. tow. Augiasza.
   W atmosferze ogólnego zadowolenia nikt nie zauważył, że lis do
spółki z kotem zeżarli tymczasem obie kury.
   I tak to u nas jest, prawie ze wszystkim.

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]