[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


   Docent Basset - 26.

   Pod  koniec  zimy odbył się w gminie proces starego Kociorupy,
oskarżonego o odsprzedanie  przygłupowi  Kwasimordzie  pół  litra
"Vistuli" z piętnastozłotowym zyskiem.
   Zbrodniarz,  przykuty  dla pewności kajdankami do kaprala Mod-
liszki, osadzony został wraz z nim w areszcie,  a  następnie  do-
prowadzony  na salę sądową przez sierżanta Miziaka, który uzbroi-
wszy się we wszystko, czym dysponował  komisariat,  wyglądał  jak
"Czarny  Wrzesień"  lub  prowincjonalna  filia Muzeum Wojska Pol-
skiego.
   Sesji przewodniczył dr praw sędzia Leopold  Lalunia,  oskarżał
prokurator  Pyton  Siemiradzki,  obrony podjął się przewodniczący
PRON-u mec. Fizdoń. Funkcję ławników pełnili psycholog  mgr  Bar-
bara  Felga  i  przedstawiciel  starej  emigracji, b. ataman Osip
Anegdotycz Jefremienko.
   - Wysoka Izbo! - zaczął prokurator  wstając.  Natychmiast ude-
rzył głową w niski strop izby sądowej.
   -  Proszę  siadać i mówić długo, cicho i powoli! - przerwał mu
sędzia, szykując się do  spania  za  stosami  akt,  ponieważ  noc
spędził  na  rybach,  a poranek w ogonku do Centrali Rybnej, żeby
nie wracać do domu z pustymi rękami.
   Prokurator zażył proszek z krzyżykiem i, jak sęp  na  ścierwo,
rzucił się na starego Kociorupę, zarzucając mu między innymi pod-
kopywanie fundamentów ustroju, godzenie w sojusze i konszachty  z
CIA,  a  następnie przedstawił wyliczenie, z którego wynikało, że
sędziwy przestępca mógł był teoretycznie zagrabić około  dwóch  i
pół  miliona  złotych,  gdyż  przez osiemdziesiąt lat swego życia
zarabiał codziennie półtorej dychy na pół litrze. Wnosząc o  kon-
fiskatę tej kwoty, prokurator Pyton Siemiradzki zaproponował przy
okazji całkowity przepadek mienia, pozbawienie praw obywatelskich
do  końca lipca, karę śmierci przez powieszenie i dwadzieścia lat
ciężkich robót przy budowie Pomnika Zdrowia Matki Polki  i  Stry-
jenki  Niemki,  taką  bowiem nazwę ustalono ostatnio, aby wyrazić
wdzięczność za liczne wpłaty i ofiary nadchodzące zza Łaby.
   Ten grozę budzący wniosek spalił atoli na panewce, gdyż  uwagę
publiczności pochłonęła całkowicie obserwacja kota od organistów,
który wkradłszy się do sali  wyżerał  akurat  z  teczki  sędziego
Laluni  zakupione  rano  błękitki, wraz z charakterystycznymi dla
tego gatunku, jadalnymi w opini "Sanepid-u", pasożytami.
   Teraz do głosu dorwał się mecenas Fizdoń i z  werwą  nakreślił
niepokalaną  sylwetkę  oskarżonego  Kociorupy,  ongiś bojownika o
niepłacenie podatków za sanacji, następnie  bohaterskiego  speku-
lanta,  współautora  klęski ekonomicznej hitlerowskich Niemiec, a
wreszcie ostatnio członka wszystkich istniejących w gminie  orga-
nizacji  społecznych, nie wyłączając Ligi Kobiet, Towarzystwa Pa-
triotycznego "Grunwald" i Klubu Anonimowych Alkoholików, w którym
pijąc bruderszafty nie podawano imion, lecz pseudonimy.
   Ponieważ  kocur  organisty  zjadłszy  ryby ułożył się do snu w
aktówce sędziego Laluni, więc sala z zainteresowaniem  wysłuchała
opinii mgr Barbary Felgi.
   -  Przynależność  do  wszystkich  organizacji  równocześnie  -
powiedziała pani psycholog  -  świadczy  o  niepoczytalności  os-
karżonego, co proszę przyjąć jako okoliczność łagodzącą.
   -  Przyjąć  można  -  zgodził się po chwili namysłu ataman Je-
fremienko - no przyjąwszy, lepiej go na wsiakij pożarnyj  słuczaj
powiesić.
   Ta  poważna  rozbieżność  zdań  oraz  narastający gwar na sali
zbudziły wreszcie sędziego Lalunię.
   - Co tu tak śmierdzi?  -  spytał,  pociągając  nosem.  -  Pub-
liczność?
   - Też, ale głównie pańskie ryby... - odrzekła protokólantka.
   -  Racja...  -  mruknął  sędzia,  zatrzaskując  teczkę wraz ze
śpiącym w jej wnętrzu kotem. -  A  jak  tam  nasz  procesik?  Pan
prokurator  już  mówił? Pan mecenas także? Przysięgli również? No
więc ja, ogólnie rzecz  biorąc,  jak  zwykle  przychylam  się  do
wniosku  pana  prokuratora, z tym, że to wszystko jak zazwyczaj z
zawieszeniem na dwa lata. Zgoda? Zgoda! No to idziemy na obiad!
   - Gdzie my go powiesimy, szefie? - martwił się Modliszka,  gdy
Miziak odpinał go od skazańca.
   -  Zawieszenie, to nie powieszenie, kapralu - wyjaśnił Miziak.
   - Nie? - zdziwił się Modliszka. - To szkoda, że  mi  pan  tego
wcześniej nie powiedział...
   Tymczasem sędzia Lalunia mówił z dumą do żony:
   -  Przesiedziałem wprawdzie całą noc nad przeręblom, ale za to
zobaczysz jaką sztukę złowiłem! - tu sięgnął po teczkę.
   - Oj Poldek, ty chyba masz  kota  na  punkcie  tych  ryb...  -
zaśmiała się żona dobrotliwie.
   - A mam, a co - zawołał butnie, wytrząsając zdobycz na stół.
   -  No  to idź teraz po szklarza - zarządziła żona, zasłoniwszy
na razie wybite przez kota okno kocem - w nocy ma być trzydzieści
pięć stopni pod zerem.

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]