|
Docent Basset - 19.
Po wielu wydarzeniach politycznych i ruchach społecznych
wstrząsających gminą, doktor Wygrzmocony dopadł wreszcie docenta
Basseta w jego wiejskiej izbie chorych i ze zrozumiałym
skrępowaniem wyartykułował prośbę o wycięcie pani Jolancie wrzodu
dwunastnicy.
- Zdaję sobie sprawę - mówił ze skruchą - że zawiniłem wobec
pana, zabierając mu ukochaną żonę...
- Drobiazg... - machnął ręką Basset, zajęty akurat przedmuchi-
waniem zatkanego irygatora.
- Tym niemniej - ciągnął Wygrzmocony, któremu nie w smak było
takie lekceważące traktowanie ubóstwianej kobiety - tym niemniej
drzemie zapewne w panu podświadome poczucie krzywdy, które mam
nadzieję nie rzutuje na rezultat operacji.
- Chodzi panu o to, żebym nie odgrywał się na Jolancie? -
domyślił się docent. - Spokojna głowa!
- Chociaż - dodał z błyskiem w oku - gdybym był mściwy, to
mógłbym jej przy okazji podorabiać takie przełącza i skróty
pokarmowe, że cała gmina wyłaby ze śmiechu. Znałem kiedyś starego
chirurga, który jak dorwał na stole operacyjnym kochanka swojej
żony, to tak sobie na nim pojeździł, że facet po wyjściu z klini-
ki pierdział lewym uchem, co zresztą doprowadziło do nadmiernych
i rujnujących zakupów wełny szetlandzkiej, ponieważ ten gość był
akurat naszym radcą handlowym w Londynie, i za każdym razem, jak
mu się podczas rokowań przydarzyło z tym uchem, to Anglicy
myśleli, że on mówi "Pure Wool" i traktowali to jako żądanie
przez stronę polską zwiększenia dostaw.
- Czy pańska urocza, chociaż przyznajmy że prymitywna lecznica
będzie w stanie zagwarantować Jolancie pełną septykę i
oprzyrządowanie? - zatroskał się mąż pacjentki.
- Nie martw się pan - uspokoił go Basset - my tu robimy nawet
przeszczepy. Początkowo przeszczepialiśmy tylko żółtaczkę za-
kaźną, ale teraz wszywamy wszystko jak leci. O, tu mamy bank
członków - wyjaśnił z dumą, otwierając lodówkę marki "Mińsk". -
To, co pan widzi, to członek rzeczywisty, tamto to zastępca
członka, a ten malutki to członek korespondent.
- A to? - spytał Wygrzmocony, wskazując jakiś rozbudowany or-
gan.
- To nasza krajowa specjalność, członek zbiorowy, nie spo-
tykany nigdzie indziej na świecie. Oto członek wspierający, tak
zwany szwagier, a ten ze złoceniami to członek honorowy.
- Skąd bierzecie dawców?
- Aż izby wytrzeźwień. Taki pijaczyna jak wychodzi stamtąd ra-
no wyprysznicowany na zimno, ze zrobionym pedicurem i po zapłace-
niu rachunku, to nie zwraca uwagi czy ma wszystko na miejscu,
tylko wyrywa aby dalej. W dodatku amputowany organ nasycony alko-
holem znakomicie adaptuje się w ciele pacjenta, też przeważnie
pijaka, gdyż organizm przyjmuje przeszczep jako coś swojego i nie
stawia bariery immunologicznej.
Po tych wyjaśnieniach adiunkt z pełnym zaufaniem oddał Jolantę
pod opiekę znakomitego chirurga.
- Mietek... -jęknęła rozdzierająco na widok swego byłego męża,
do którego, przy jego obecnej kondycji, chętnie by powróciła,
porzucając dołującego ostatnio adiunkta. - Mietek, ja nie
chciałam cię zostawić, to ten Wygrzmocony tak się mnie uczepił
jak umarłemu kadzidło, a gdy opierałam się, to walił mnie jak
darowanemu koniowi w zęby...
- Proszę zabrać tę panią do kąpieli! - rozkazał zimno Basset.
- Kąpałam się w zeszły wtorek... - zaszemrała Jolanta.
- No to na stół operacyjny. Golenie, strzyżenie, lewatywa, as-
piryna, spowiedź, narkoza!
I Basset wziąwszy ze stojaka przepychadło do zlewu i laubzegę
poszedł energicznym krokiem za pielęgniarzami prowadzącymi piękną
Jolantę, w której oczach widać już było przedoperacyjną rezyg-
nację, a w dłoni klamkę, wyrwaną niechcący, gdy się jej uczepiła
w ostatnim odruchu samozachowawczego protestu.
Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak
|
|