[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


   Docent Basset - 23.

   Karnawał tego roku był wyjątkowo huczny. Bale, rauty, herbatki
tańcujące, włościańskie zabawy i  dobroczynne  tombole  na  rzecz
głodującej  inteligencji  odbywały się to tu, to ówdzie, zaś uko-
ronowaniem tego szału stał się  wielki  bal,  wydany  w  salonach
szpitala przez panią dyrektorową Jolantę Wygrzmoconą.
   Salony  te wygospodarowano, wysiedlając tymczasowo pacjentów z
pomieszczeń parterowych na piętro, co przy okazji  wywołało  miłe
ożywienie,  wesoły  rozgardiasz  i  nawiązanie  nowych  stosunków
międzyludzkich,  ponieważ  część   syfilityków   z   dermatologii
poukładano  na  waleta  ze świeżo operowanymi klientami chirurgii
urazowej, a pensjonariuszki oddziału ginekologii  przemieszano  z
ofiarami  wylewów  mózgowych,  z  natury nieruchawymi i, dodajmy,
bezbronnymi  wobec  ekscesów  seksualnych,   dokonywanych   przez
podekscytowane częstym wziernikowaniem pacjentki.
   -  Admirable, magnifigue! - zawołał marszałek szlachty do pani
Jolanty, całując na powitanie jej starannie wypielęgnowaną  dłoń.
   -  Stworzyłaś tu pani istny pałac z bajki! - dodał, strzepując
popiół z cygara do wyszorowanej lizolem spluwaczki.
   - Ach non, non, c'est miserable... - krygowała się gospodyni -
proszę  mi lepiej powiedzieć, co tam, panie, w polityce? Czy może
coś nowego wpłynęło do pańskiej laski marszałkowskiej?
   - Do laski nic nie wpłynęło - odrzekł  kwaśno  szlagon - nato-
miast wczoraj rano coś mi wypłynęło...
   Te  niewczesne wynurzenia przerwał mu na szczęście były podko-
morzy katowicki, zapraszając panią Wygrzmoconą do tańca.
   - Tańce będą potem - wyjaśniła adiunktowa - na razie czekamy -
jak towarzysz Kania deszczu - na występy artystyczne.
   Jakoż   i   rzeczywiście,  na  estradzie  zaimprowizowanej  ze
zsuniętych razem stołów sekcyjnych wystąpił chór młodzianków  im.
Bogusława  Kaczyńskiego,  wykonując  wiązankę  pieśni o przyjaźni
między narodami, takich jak "Przylecieli Mongołowie  pod  zielony
sad",  "W  malowanej  piwnicy tańcowali Chińczycy", "Angliku, An-
gliku, co tam niesiesz w koszyku", "Poszła Karolina  do  Indiani-
na", a na zakończenie przepiękny szlagier "Kocham cię, Żydzie".
   Tymczasem   w  bufecie  wesoło  dzwoniły  zlewki  i  probówki,
opróżnione z analiz  i  mieniące  się  żywą  tęczą  różnobarwnych
trunków.
   -  Za  pomyślność  drugiego  etapu  reformy!  -  wzniósł toast
naczelnik gminy Sylwester Balanga.
   - Drugiego... - skrzywił się były minister Podmamuśka, studiu-
jąc  umieszczony  na probówce  z wódką napis: "Urobilina 120 mg.,
gonokoki w normie".
   - Wiesz pan,  ja  nie  lubię  niczego  "drugiego".  Weźmy  dla
przykładu  taką Drugą Rzeczpospolitą, drugi obieg wydawniczy albo
drugą kolejność zimowego odśnieżania, toż to same nieszczęścia...
   -  Oj, to to! - podtrzymał go psychiatra, dr Cycoń - zwłaszcza
drugi obszar płatniczy nam nie wyszedł...
   - To myśmy jemu nie wyszli! - zaśmiał się triumfalnie Balanga.
-  Przez  to,  że  nie spłacamy długów, oni już tam jedzą z nędzy
szczury i glisty, jak to było widoczne w  filmie  "Oto  Ameryka".
Jeszcze trochę, a cały ten zachodni bajzel się zawali, zwłaszcza,
że podrzuciliśmy im ministra Krasińskiego jako doradcę  do  spraw
ekonomii.
   -  No,  to  leżą! - ucieszył się Cycoń. W tej chwili orkiestra
zagrała do tańca.
   - Patrz pan - mruknął naczelnik - Podkomorzy rusza... Zaraz...
gdzie ja już takie coś słyszałem, że Podkomorzy rusza?
   -  Pewnie  na WUML-u - podsunął mu profesor Różopolański - ale
tamten Podkomorzy podał rękę Zosi.
   - A faktycznie... A ten nasz Podkomorzy podał rękę Jolce...
   - Opartej o pojemnik, gdzie trzymają stolce - zrymował Różopo-
lański, dodając sarkastycznie:
   - Każda epoka ma taki taniec, na jaki sobie zasłużyła. W drugą
parę poszedł docent Basset z przewodniczącą Koła  Gospodyń,  a  w
trzecią  lider  miejscowego  podziemia, dr Wysłodek z mgr Barbarą
Felgą.
   -  Modliszka,  ruszamy  za  nimi!  -  zakomenderował  sierżant
Miziak,  odziany w czarne domino, które zmieniłoby go nie do poz-
nania, gdyby nie nałożony na wierzch pas z  kaburą.  Kapral  Mod-
liszka,  przebrany  za  emerytowaną  nauczycielkę rysunków i gim-
nastyki, włączył się posłusznie w korowód, aby podsłuchać i  zni-
weczyć ewentualne knowania.
   - Co to za kawałek grają? - zainteresował się naczelnik.
   - To jest polonez Ogińskiego "Pożeranie Ojczyzny".  - "Pogrze-
banie" - sprostował dr Cycoń.
   - "Pożegnanie" - sfinalizował profesor Różopolański.
   -  Wielka  mi  różnica...  -  spuentował  marszałek  szlachty,
spoglądając  na okno, do którego dobijał się gwałtownie pokraczny
chochoł, szarpany zimową wichurą.

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]