|
Docent Basset - 27.
- Ratuj się, Antoni - krzyknęła pani Jolanta, wpadając do
mieszkania i wymachując gazetą - podobno mają kastrować adiun-
któw!
- Nie kastrować, tylko kasować - uspokoił ją mąż, który już
słyszał o tym w radio - i to tylko tych, którzy nie zrobili ha-
bilitacji, a moja już na ukończeniu.
- Na ukończeniu? Ględzisz jak baba z wozu! Ten twój pomysł z
przeszczepianiem stulejki w celu ograniczenia prokreacji wyśmiały
najpoważniejsze pisma fachowe! Wylecisz z roboty jak kosa na
kamień - plotła po swojemu - to już lepiej, żeby cię skastrowali
niż skasowali, i tak do łóżka nadajesz się jak głupi do sera.
- Ciszej - błagał adiunkt - wiesz przecież, jakie mam ostatnio
kłopoty, dzisiaj znowu zdarzyły mi się dwa błędy w sztuce
lekarskiej...
- To fakt - przyznała lojalnie - widziałam te dwa błędy, jak
je ładowali do trumien.
- No właśnie, więc nie dziw się, że to wszystko rzutuje ujem-
nie na moją psychikę, a teraz znowu ta zapowiedź kasacji wisi
nade mną jak miecz Damoklesa...
- Oj wisi ci, wisi... - potwierdziła nostalgicznie - ale co ma
wisieć, nie utonie! - dodała zaraz z humorem. - Ot, ruszyłbyś
trochę głową, jak już nie możesz czym innym, przyjrzałbyś się jak
ludzie robią kariery, choćby taki Basset...
- Ba, on miał to szczęście, że dostał w łeb i stracił pamięć,
ale dzięki temu właśnie załapał się w nurcie medycyny ludowej.
- A cóż stoi na przeszkodzie, żebyś ty też dostał w łeb? - tu
Jolanta rozejrzała się za czymś ciężkim.
- Nie, nie! - wrzasnął adiunkt odskakując - to musi zrobić ja-
kiś fachowiec!
- Jak to, mam pana ogłuszyć pałką? - zdziwił się sierżant
Miziak w kilka chwil później. - Tak bez powodu?
- Ja mam swoje powody - tłumaczył mu Wygrzmocony - a poza tym
zrobiłby to pan na moje wyraźne żądanie.
- Na pańskie żądanie, to ja mogę pana co najwyżej otoczyć
opieką - odrzekł sierżant po przestudiowaniu odnośnej instrukcji
- a pałką mógłbym panu przylać tylko w razie naruszenia spokoju
publicznego lub ataku na moją osobę i to po trzykrotnym wezwaniu
do rozejścia się.
- No dobrze... - rzekł z determinacją lekarz, i po krótkim
namyśle zawołał prowokacyjnie: - Reforma gospodarcza jest do
dupy! Do dupy, do dupy... - powtórzył, mrużąc oczy w oczekiwaniu
ciosu.
- Oj, to to... - zgodził się Miziak zapalając papierosa. Nies-
tety dr Wygrzmocony, jako zatwardziały lojalista, nie mógł w ża-
den sposób wymyślić bardziej obrazoburczych okrzyków, lub też mo-
że nie chciały mu one przejść przez usta. Także próba bezpośred-
niego ataku fizycznego nie dała rezultatu, gdyż sierżant bez tru-
du obezwładnił go chwytem służbowym nr 76 B-X/13, zwanym popular-
nie "Piekielnym Piotrusiem", a następnie zawiadomił szpital psy-
chiatryczny im min. Krasińskiego.
Doktor Cycoń z dużą satysfakcją usadził naprzeciw siebie szefa
konkurencyjnej lecznicy.
- Więc twierdzi pan, panie kolego, że jest pan nutrią? - spy-
tał sondażowe.
- Niczego podobnego nie twierdziłem! - oburzył się Wygrzmo-
cony. - To przecież panu się wydaje, że jest pan Napoleonem.
Cycoń żachnął się i wyjął rękę zza surduta:
- Jak to mi się zdaje, ty szczurze wodny?
- Uzurpator!
- Gryzoń!
- Kurdupel!
- Piżmak!
- Ja cię jeszcze dopadnę, ty glisdo korsykańska! - wykrzykiwał
adiunkt, wyprowadzany przez pielęgniarzy.
- A ja ci wybiję te pomarańczowe zęby! - darł się Cycoń,
podtrzymywany przez asystentów.
Wieczorem, uspokoiwszy się nieco i upewniwszy w lustrze, że
nie jest nutrią, dr Wygrzmocony wziął dla relaksu miejscową
prasę, ale już po chwili podskoczył na krześle.
- Jolanto - zawołał - sprawdź, czy ja dobrze kojarzę... Tu
piszą, że z inicjatywy organizacji partyjnej Labour Party przy
zakładach Rolls-Royce'a, w tamtejszej stołówce wymieniono zle-
wozmywaki...
- No to co, że piszą? - zdziwiła się Jolanta - Anglik też
człowiek, a każda kliszka swój ogon wali.
Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak
|
|