|
Docent Basset - 17.
Adiunkt Wygrzmocony wyciskał resztki sił ze swego zaporożca,
aby dopaść Basseta i ubłagać go o usunięcie owrzodzonej dwunast-
nicy z organizmu pięknej pani Jolanty. Ale wydarzenia historyczne
odsunęły w niewiadomą przyszłość to bezpośrednie spotkanie dwóch
wybitnych przedstawicieli polskiej medycyny. Za samochodem roz-
legł się klekot, potem warkot, następnie jakby wycie kota, który
w roztargnieniu usiadł na fajerce, potem jakby kilka strzałów za-
kończonych większą eksplozją, wreszcie z tumanów kurzu wyłonił
się kapral Modliszka na służbowym junaku i zajechawszy adiunktowi
drogę, zatrzymał go ruchem ręki.
- Panie Modliszka - rzekł pojednawczo lekarz, wychylając się
przez okno samochodu - ja wiem, że przekroczyłem trzydzieści na
godzinę, ale proszę wziąć pod uwagę...
- Co tam trzydzieści - machnął dłonią Modliszka - jest gorsza
sprawa... - i przechyliwszy się z siodełka, szepnął tajemniczo:
- Atestacja stanowisk!...
- Jezus Maria! - krzyknął Wygrzmocony, ocierając spocone
czoło.
- A co to znaczy? - spytał po chwili.
- Właśnie, że tego nikt nie wie - odparł kapral - ale to ma
być, więc naczelnik gminy zwołał zebranie całej kadry kierowni-
czej, a ja od rana ganiam po terenie i zawiadamiam, a jak ktoś
się opiera, to doprowadzam. Pan sam, czy...?
W sali konferencyjnej Urzędu Gminnego panowała trwożna cisza,
a na jej tle złowieszczo jak kruk odzywał się od czasu do czasu
żołądek odchudzającej się aktualnie przewodniczącej Kółka
Gospodyń, na przemian z chroniczną czkawką leśniczego Dwurury.
Sekretarz gminy, mgr Ropny gorączkowo wertował słownik wyrazów
obcych.
- Atestacji nie widzę - mówił - ale są ateryny, rodzina ryb
tropikalnych, długości do czternastu centymetrów, plank-
tonożerne...
- To nie może być to - oświadczył naczelnik - szukaj pan
dalej.
- O, jest atest! - ucieszył się sekretarz. - To dokument
określający własności gotowego wyrobu lub materiału, wystawiony
przez wytwórcę... Hurra! Jest i atestacja!
- Chwała Bogu - zaszemrał aktyw.
- Atestacja, dawniej świadectwo, poświadczenie.
- Nic więcej nie ma?
- Nic, dalej jest ateoza, mimowolne powolne ruchy członków...
- Mój mąż to ma! - zgłosiła się dyrektorka przedszkola.
- Pozostańmy przy atestacji - zdecydował naczelnik - ponieważ
ta atestacja to zaświadczenie, a to ma być atestacja stanowisk,
więc bardzo proszę żeby każdy, kto jest na stanowisku, wystawił
sobie zaświadczenie.
- Zaświadczenie, że co? - spytał ktoś z sali.
- Zaświadczenie, że jest na tym właśnie stanowisku, na którym
jest.
- To zależy, o jakie stanowiska im chodzi - zamędził klarowny
dotychczas przebieg dyskusji działacz ludowy Kant-Gwizdek. - Na
ten przykład w naszym PGR-ze oprócz pięciu stanowisk kierowni-
czych jest również obora na sześćdziesiąt stanowisk dla bydła.
- A ja mam w swoim rewirze piętnaście stanowisk myśliwskich i
dziewięć albo dziesięć ambon - podtrzymał go leśniczy Dwurura.
Ktoś dopytywał się, czy księgowy w GS-ie to już stanowisko,
czy jeszcze posada, a ludzie z dalszych rzędów, gdzie słyszalność
była kiepska, doszli do przekonania, że do ich sklepu mają rzucić
transport czternastocentymetrowych ryb tropikalnych, w związku z
czym utworzyli komitet kolejkowy.
- Co pani rozumie przez "powolne ruchy"? - pytała poufnie
przewodnicząca koła gospodyń dyrektorkę przedszkola. - Raz na
minutę?
- Raz na kwadrans... - wyznała z goryczą dyrektorka.
- Bidulka... - rozczuliła się przewodnicząca - raz na kwadrans
czternaście centymetrów... Ach, co ja gadam, to zaświadczenie ma
mieć czternaście... W każdym razie, niech się pani zapisze do
naszego kółka, my nie takie sprawy załatwiamy. Ot, nie tak dawno
koleżanka Krwionośna z Banku Spółdzielczego żaliła się, że mąż
jest oziębły, więc załatwiłyśmy u Basseta receptę na wyciąg z
królika, i co pani powie, tak na tego męża podziałało, że nawet
nie doczekał do wieczora, tylko dopadł ją przy drugim śniadaniu i
zrobił jej dużą przyjemność.
- To ogromna radość dla żony... - westchnęła zazdrośnie
wychowawczyni maluchów.
- Nie tylko dla żony, dla całego personelu i dla klientów. W
banku podczas drugiego śniadania jest zawsze duży ruch.
- No więc jak - podsumował naradę naczelnik - rozumiemy już, o
co chodzi w tej atestacji?
- Ani w ząb... - odrzekli zebrani.
- W takim razie od jutra bierzemy się do roboty! I wzięli się,
żeby mieć to jak najprędzej z głowy.
Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak
|
|