[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


   Docent Basset - 17.

   Adiunkt  Wygrzmocony  wyciskał resztki sił ze swego zaporożca,
aby dopaść Basseta i ubłagać go o usunięcie owrzodzonej  dwunast-
nicy z organizmu pięknej pani Jolanty. Ale wydarzenia historyczne
odsunęły w niewiadomą przyszłość to bezpośrednie spotkanie  dwóch
wybitnych  przedstawicieli  polskiej medycyny. Za samochodem roz-
legł się klekot, potem warkot, następnie jakby wycie kota,  który
w roztargnieniu usiadł na fajerce, potem jakby kilka strzałów za-
kończonych większą eksplozją, wreszcie z  tumanów  kurzu  wyłonił
się kapral Modliszka na służbowym junaku i zajechawszy adiunktowi
drogę, zatrzymał go ruchem ręki.
   - Panie Modliszka - rzekł pojednawczo lekarz,  wychylając  się
przez  okno  samochodu - ja wiem, że przekroczyłem trzydzieści na
godzinę, ale proszę wziąć pod uwagę...
   - Co tam trzydzieści - machnął dłonią Modliszka - jest  gorsza
sprawa... - i przechyliwszy się z siodełka, szepnął tajemniczo:
   - Atestacja stanowisk!...
   -  Jezus  Maria!  -  krzyknął  Wygrzmocony,  ocierając spocone
czoło.
   - A co to znaczy? - spytał po chwili.
   - Właśnie, że tego nikt nie wie - odparł kapral -  ale  to  ma
być, więc  naczelnik  gminy zwołał zebranie całej kadry kierowni-
czej,  a  ja  od rana ganiam po terenie i zawiadamiam, a jak ktoś 
się opiera, to doprowadzam. Pan sam, czy...?
   W  sali konferencyjnej Urzędu Gminnego panowała trwożna cisza,
a na jej tle złowieszczo jak kruk odzywał się od czasu  do  czasu
żołądek   odchudzającej   się   aktualnie  przewodniczącej  Kółka
Gospodyń, na przemian z chroniczną  czkawką  leśniczego  Dwurury.
Sekretarz  gminy,  mgr  Ropny gorączkowo wertował słownik wyrazów
obcych.
   - Atestacji nie widzę - mówił - ale są  ateryny,  rodzina  ryb
tropikalnych,   długości   do   czternastu   centymetrów,  plank-
tonożerne...
   - To nie może być to  -  oświadczył  naczelnik  -  szukaj  pan
dalej.
   -  O,  jest  atest!  -  ucieszył  się sekretarz. - To dokument
określający własności gotowego wyrobu lub  materiału,  wystawiony
przez wytwórcę... Hurra! Jest i atestacja!
   - Chwała Bogu - zaszemrał aktyw.
   - Atestacja, dawniej świadectwo, poświadczenie.
   - Nic więcej nie ma?
   -  Nic, dalej jest ateoza, mimowolne powolne ruchy członków...
   - Mój mąż to ma! - zgłosiła się dyrektorka przedszkola.
   - Pozostańmy przy atestacji - zdecydował naczelnik -  ponieważ
ta  atestacja  to zaświadczenie, a to ma być atestacja stanowisk,
więc bardzo proszę żeby każdy, kto jest na  stanowisku,  wystawił
sobie zaświadczenie.
   - Zaświadczenie, że co? - spytał ktoś z sali.
   - Zaświadczenie,  że jest na tym właśnie stanowisku, na którym
jest.
   - To zależy, o jakie stanowiska im chodzi - zamędził  klarowny
dotychczas  przebieg  dyskusji działacz ludowy Kant-Gwizdek. - Na
ten przykład w naszym PGR-ze  oprócz  pięciu  stanowisk kierowni-
czych jest również obora na sześćdziesiąt stanowisk dla bydła.
   -  A ja mam w swoim rewirze piętnaście stanowisk myśliwskich i
dziewięć albo dziesięć ambon - podtrzymał go leśniczy Dwurura.
   Ktoś dopytywał się, czy księgowy w GS-ie  to  już  stanowisko,
czy jeszcze posada, a ludzie z dalszych rzędów, gdzie słyszalność
była kiepska, doszli do przekonania, że do ich sklepu mają rzucić
transport  czternastocentymetrowych ryb tropikalnych, w związku z
czym utworzyli komitet kolejkowy.
   - Co pani rozumie przez  "powolne  ruchy"?  -  pytała  poufnie
przewodnicząca  koła  gospodyń  dyrektorkę  przedszkola. - Raz na
minutę?
   - Raz na kwadrans... - wyznała z goryczą dyrektorka.
   - Bidulka... - rozczuliła się przewodnicząca - raz na kwadrans
czternaście  centymetrów... Ach, co ja gadam, to zaświadczenie ma
mieć czternaście... W każdym razie, niech  się  pani  zapisze  do
naszego  kółka, my nie takie sprawy załatwiamy. Ot, nie tak dawno
koleżanka Krwionośna z Banku Spółdzielczego żaliła  się,  że  mąż
jest  oziębły,  więc  załatwiłyśmy  u Basseta receptę na wyciąg z
królika, i co pani powie, tak na tego męża podziałało,  że  nawet
nie doczekał do wieczora, tylko dopadł ją przy drugim śniadaniu i
zrobił jej dużą przyjemność.
   - To  ogromna  radość  dla  żony...  -  westchnęła  zazdrośnie
wychowawczyni maluchów.
   -  Nie  tylko dla żony, dla całego personelu i dla klientów. W
banku podczas drugiego śniadania jest zawsze duży ruch.
   - No więc jak - podsumował naradę naczelnik - rozumiemy już, o
co chodzi w tej atestacji?
   - Ani w ząb... - odrzekli zebrani.
   - W takim razie od jutra bierzemy się do roboty! I wzięli się,
żeby mieć to jak najprędzej z głowy.

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]