|
Docent Basset - 24.
Jakoś tuż po Nowym Roku do gminy wkroczyło Nowe i nakładło po
pysku księgowemu Paziułce, który wracał z zabawy w GS-ie.
- A może was pobił przygłup Kwasimorda? - rozpytywał wnikliwie
prowadzący śledztwo sierżant Miziak - albo któryś z braci Karama-
zow, tych co to pędzą koło rzeczki bimber z odzysków czeskiego
mazutu?
- Nie - upierał się księgowy - to było Nowe, żebym tak skonał!
- A po czym żeście poznali? - zapytał poszkodowanego kapral
Modliszka.
- Jak to po czym? Toż miało przy sobie trzy S, różne ulgi po-
datkowe, zielone światło dla rzemiosła i PFAZ u pasa.
- Paziułka był pijany... - mruknął Miziak do Modliszki - ale
tym niemniej coś w tym musi być...
Wieść rozeszła się po gminie, powodując szereg gorączkowych
działań, stymulowanych bardzo ograniczonymi informacjami na temat
Nowego, pochodzącymi przeważnie z dziennika TV. I tak, Wytwórnia
Płatków Ziemniaczanych im. gen. Płatka usiłowała przejść na sys-
tem brygadowy, powołując bardzo ostatnio lansowane grupy partner-
skie, co jednak w trakcie realizacji pomylono niestety z partner-
skim seksem grupowym, pokazywanym w filmie "Oto Ameryka".
Wytwarzanie płatków w tak wymyślnych pozycjach spowodowało co
prawda gwałtowny przypływ siły roboczej z okolicznych wiosek, ale
produkcja drastycznie spadła, skutkiem czego bank cofnął kredyty.
Dyrektor zakładów spirytusowych, inż. Katzenjammer postąpił
rozsądniej i poprzestał na zmianie szyldu, zastępując prozaiczny
napis "Gorzelnia gminna" inskrypcją "Gminny Zakład Produkcji
Płynnych Środków Budowy Wzajemnego Zaufania", co zyskało mu pok-
lask nawet ze strony władz wojewódzkich. Natomiast naczelnik
Balanga poszedł na całość, bo powołał Radę Doradczą przy Gminnej
Radzie Narodowej.
- Jak to? Rada przy Radzie? - dziwował się aktyw.
- Oczywiście - wyjaśnił Balanga - to jest właśnie nasza polska
specyfika, żeby jedno takie samo było przy drugim takim samym,
jak na przykład kartki na mięso, ale mięso na kartki, prawda?
- Prawda... - przyznali zebrani, porażeni trafnością rozumowa-
nia.
- Albo, powiedzmy, dekoracja jakiegoś sztandaru Sztandarem
Pracy! - uzupełnił rzecznik prasowy sołtysa.
- Otóż to - podchwycił naczelnik - postępując tak niebanalnie
zyskujemy szacunek innych narodów. Weźmy chociażby nazewnictwo
statków. U innych statek nazywa się, powiedzmy że "Titanik" albo
"Aurora", a u nas "Kopalnia Makoszowy". Wyobraźmy sobie podziw
kapitana jakiegoś zagranicznego portu, który do końca nie jest
pewien, czy to, co wpływa, to jest statek czy kopalnia?
- To jeszcze nic - wtrącił były minister Podmamuśka - oso-
biście byłem świadkiem, jak do Liverpoolu wchodził nasz semikon-
tenerowiec "Wydział Matematyczno-Przyrodniczy Uniwersytetu im.
Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie", a miejscowy admirał naj-
pierw usiłował to tłumaczyć ze słownikiem w ręku, ale w połowie
zwariował i odszedł w stan spoczynku!
Szmer podziwu rozległ się w sali.
- Wracajmy do spraw Rady Doradczej - zarządził Balanga - jak
mi dzwoniono, powinny do niej wejść osoby cieszące się ogólnym
zaufaniem...
- Ja proponuję pana naczelnika! - wrzasnął sekretarz gminy,
czym uprzedził wielu innych.
- Dziękuję - odparł przyjaźnie naczelnik, zapisując jed-
nocześnie w notesie, żeby dać sekretarzowi podwyżkę - dziękuję,
ale oprócz tych cieszących się zaufaniem, należy tam również
powołać niektórych przedstawicieli opozycji...
- Główny przedstawicie! opozycji to doktor Wysłodek - zamel-
dował sierżant Miziak.
- Mówiłem że niektórych - naczelnik spojrzał na sierżanta z
dezaprobatą - co nie znaczy, żeby to był Wysłodek, który godzi w
podstawy ustrojowe gminy. Ja osobiście wysuwam księdza Chudziela-
ka.
- E... jaka tam ze mnie opozycja? - bronił się słabo
Chudzielak.
- A ileż to roboty? - podsunął mu leśniczy Dwurura. - Chlapnie
ksiądz coś z ambony w najbliższą niedzielę i już jest ksiądz w
opozycji.
Na te słowa zebrani rozbiegli się, aby w domowym zaciszu ob-
myślić jakieś wystąpienie, które nie zaszkodziłoby im w karierze,
a równocześnie dałoby możliwość uzyskania statusu łagodnej, kon-
struktywnej opozycji.
Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak
|
|