|
Docent Basset - 11.
Odseparowanie popularnego znachora odbiło się w całej gminie
szerokim echem, co znalazło swój wyraz na łamach miejscowej
prasy.
"Państwowa psychiatria w walce z ciemnotą i zacofaniem" -
grzmiał półoficjalny "Trybunarz ludowy", dając do zrozumienia, że
Wałkoński, oprócz znachorstwa i wrodzonego idiotyzmu, zhańbił się
również posiadaniem obcych dewiz, powielacza, zacieru i kilku
fragmentów srebrnego sarkofagu św. Wojciecha z katedry
gnieźnieńskiej.
"Wierzący wieśniak ofiarą represji" - narzekał "Aniołek rzym-
sko-katolicki", rysując na swych łamach wzruszającą sylwetkę
wiejskiego homeopaty, który żegnał się przed każdym zabiegiem, co
rzekomo spowodowało wściekłość władz i próby zmuszenia go, żeby
żegnał się trzykrotnie, i to z prawa na lewo. Konspira też nie
zasypiała gruszek w popiele i w ciągu nocy pokryła mury napisami
"Wypuścić znachora", przy których uwijał się spocony sierżant
Miziak, wymazując końcówkę pierwszego wyrazu w nadziei, że hasło
"Wyp... znachora" będzie odebrane niejednoznacznie, i że
wprowadzi niejaki zamęt w strukturach podziemia.
Afera Wałkońskiego ściągnęła nawet korespondentów za-
granicznych, z którymi spotkał się rzecznik prasowy sołtysa,
człowiek doskonale wychowany, przy tym bardzo przystojny mężczyz-
na o znakomitej sylwetce, bujnej czuprynie i ściśle przyle-
gających do czaszki uszach, co całkowicie predysponowało go na to
stanowisko. Roli tłumacza podjął się chętnie b. minister Podma-
muśka, człowiek bywały w świecie, dobrze otarty o obce kraje i
języki.
Jako pierwszy wystartował z pytaniem dystyngowany Anglik,
przedstawiciel "The Ilustrated His Maiesty Imperiał Magazine", mr
Reginald Blackberry-Sauce Jr.
- Pragnąłbym zapytać - powiedział bezbłędną, oksfordzką an-
gielszczyzną - czy zdaniem milorda sprawa sir Wałkońskiego jest
incydentalna, czy też może zapowiada dalsze przykręcenie śruby?
- Co on powiedział? - spytał nerwowo rzecznik.
- Przypierdala się do Wałkońskiego! - przetłumaczył
sumarycznie Podmamuśka.
- To powiedz mu pan, że oni biją Irlandczyków.
- Wałkoński ist hochsztapler, und Się szlagen Ajrisz in
Belfast mit Polizei und Wasserpumpen! - oświadczył tłumacz, a
Brytyjczyk usiadł czerwony ze wstydu, udając, że nie słyszy chi-
chotu innych korespondentów.
Następny z kolei, przedstawiciel "Le Pisoire", monsieur Made-
laine, nie był już tak pewny siebie i z przymilnym uśmiechem
usiłował dowiedzieć się od rzecznika, czy przymknięcie znachora
nie wpłynie ujemnie na stosunki polsko-francuskie.
- A jadłeś już pan dzisiaj żabę? - odpowiedział pytaniem na
pytanie rzecznik.
Te logiczne odpowiedzi sprawiły, że zgłosił się jeszcze tylko
jeden dziennikarz, z "Woprosow Pobiedy", wypytując o współpracę
przygraniczną, na co otrzymał obszerne, dwugodzinne wyjaśnienie,
ilustrowane przezroczami i wykresami.
Wreszcie rzecznik wraz ze swą świtą wyszedł na ganek, z przy-
jemnością patrząc, jak korespondenci w panice wskakują do swych
samochodów i odjeżdżają w kierunku Warszawy.
- Całkiem fajnie nam to wyszło - cieszył się - w dużej mierze
dzięki panu, panie ministrze!
- E, co tam, ja tylko tłumaczyłem - krygował się Podmamuśka -
ale fakt faktem, że stanęliśmy na wysokości. Ten Amerykanin z
"Washington Compost" nawet się nie odezwał!
Rzecznik roześmiał się: - Ha, ha, a niechby spróbował, już ja
miałem na niego dobrego haka!
- O Murzynach? - podsunął b. minister.
- E tam, o Murzynach! Oni chytrusy przestali już lać tych
Murzynów, żebyśmy się nie mieli do czego przyczepić. Ale ja bym
mu powiedział, że tatuś Weinbergera oszukiwał przed wojną na
śledziach!
- Jak to? - zdziwił się Podmamuśka. - To pan mieszkał przed
wojną w Stanach?
- A skądże - zastrzegł się rzecznik - to tatuś Weinbergera
mieszkał przed wojną w Buczaczu.
Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak
|
|