|
Docent Basset - 13.
Pierwszy dowiedział się o niezwykłym wydarzeniu stary Kocioru-
pa, który przyjechał do szpitala z paczką żywnościową dla znacho-
ra. Zdziwiła go cisza i brak portiera na pilnie zazwyczaj
strzeżonej bramce. Korytarze też były puste, zaś cele pootwierane
i wyludnione.
- Jedno z dwojga - pomyślał stary kmieć - albo waryjaty
pouciekały, albo są w świetlicy i wybierają Organizację
Związkową.
Ale świetlica także świeciła pustką, za to przed celą Simony
stał tłum pacjentów przemieszanych z pielęgniarzami i personelem
medycznym. Z celi biła jakaś dziwna jasność, a Kociorupa,
przepchnąwszy się do pierwszych rzędów, ujrzał w jej wnętrzu zna-
chora i jego świeżo odzyskaną córkę. Trzymali się za ręce i roz-
mawiali, a mocą jakiegoś dziwnego zrządzenia z ust ich płynęła
nie grypserą i nie lokalny ludowy dialekt, lecz najczystsza poez-
ja rodem z Konopnickiej albo Deotymy, chwilami asnykoidalna lub z
lekka tetmajeryzująca:
- O córko moja, czyżbym cię odzyskał,
Bo do tej pory uwierzyć nie mogę?
- Jam ci to, jam ci, daj mi tato pyska
i idźmy razem w swą życiową drogę.
- Toż dzieckiem byłaś pod opieką mamci,
tyś to na pewno?
- Jam ci, tato, jam ci!
Kociorupa trącił w ramię stojącego obok starego nokautera
używanego do obezwładniania co najtęższych furiatów i spytał go
szeptem:
- Panie Stachurko, powiedz pan, czy on tak bez przerwy gada
wierszem z córką?
Stachurko, któremu łzy leciały jak groch, odpowiedział lako-
nicznie:
- Nie tylko on, szwagrze, i my wszyscy takie!
- Szwagra wstawiłem dla rymu... - dodał wyjaśniająco, ziewnął
i mruknął:
- I straszno, i cudno,
Ale trochę nudno...
I rzeczywiście, wierszowane gadanie rozlegające się z celi za-
czynało już trochę nużyć zebranych, chociaż Simona opowiadała
akurat dosyć interesujące szczegóły ze swojej rozpustnej
przeszłości:
- Ach, niecnie żyłam, tato, do tej chwili,
Uczestniczyłam w orgiach i libacjach,
Różni panowie mnie tam...
- Pokrzywdzili! - podrzucił znachor.
- Właśnie, czasami w dziwnych sytuacjach,
Ba, poniektórzy płacili mi za to...
- Ty żeś to, córuś?
- Jam ci, jam ci, tatko!
Pacjenci z tylnych szeregów zaczęli niepostrzeżenie wymykać
się do swoich separatek i oddawać zwykłym zajęciom. Były prezes
spółdzielczości mieszkaniowej pospiesznie kończył wyliczenia, z
których wynikało, że gdyby każdy z półtora miliona pracowników
budownictwa wymurował w ciągu roku jedną izbę, to za pięć lat
problem mieszkań przestałby u nas istnieć. Emerytowany minister
skarbu na próżno usiłował sobie przypomnieć, gdzie w chwili pani-
ki zadekował trzydzieści miliardów pożyczonych dolarów, zaś
zubożały prominent, który zakupił kiedyś licencję na samospłaty,
na próżno szukał w encyklopedii, co to są te samospłaty, gdyż w
odnośnym miejscu figurowały wyłącznie takie hasła, jak samobójst-
wo, samochód, samodział, samogon, samograj i samogwałt, patrz
masturbacja.
Natomiast szeregowi wariaci udawali jak zwykle a to czajnik, a
to zlewozmywak z dolnopłukiem, a to znów takie bajkowe lub mity-
czne postacie jak Kostka Napierski, Kubuś Puchatek albo Renata
Susałko.
Dr Wysłodek, wyszedłszy z zaklętego kręgu tkliwości i pojedna-
nia, rozpaczliwie usiłował pozbyć się daru mówienia wierszem:
- Toć przecie muszę zacząć gadać prozą, nie jak ten stary kre-
tyn ze swą kozą, a niech cię dunder, po com wstawił kozę? Jak mam
odrzucić poetycką pozę? Dość już tych wierszy, czas żebym je ur-
wał, o znowuż mi się zrymowało, kurwa. O, wolej, żebym ocipiał,
owdowiał, co na to powie Ministerstwo Zdrowia i szef resortu mi-
nister Cybulko, który jest dla nas dobry jak tatulko, mogłem
powiedzieć "tatuś", o psia noga, jak mnie nasiadła ta przypadłość
sroga, już z tym zostanę pewnie jak ta dupa, a pan tu czego,
panie Kociorupa?
Zrymowany tak dosadnie Kociorupa spojrzał na niego koso i
odparł:
- Chciałem zapytać się doktora,
czy mogę zabrać do domu znachora?
A oto, co rzekł dr Wysłodek:
- A bierz go chłopie, ale razem z córką,
a teraz pozwól ze wlezę pod biurko!
I rzeczywiście wlazł pod ten solidny, dębowy mebel, skąd przy
wtórze szczekania, wycia i machania ogonem został wyciągnięty i
wpakowany do celi, opuszczonej przez Basseta-Wałkońskiego i jego
cudownie nawróconą córkę.
Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak
|
|