[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


   Docent Basset - 8.

   -  Ale  żeś  pan  przywalił  temu Murzynowi - mówił z podziwem
stary Kociorupa, częstując niuchem tabaki byłego ministra  Podma-
muśkę.
   Siedzieli  obaj  przed  drzwiami  izby,  w  której znachor Jan
Wałkoński walczył o życie ambasadora Bamboko Kikuju.
   - A bo wyszedł prosto na mnie... - tłumaczył się Podmamuśka. -
A że akurat wczoraj w telewizorze mówili, że należy bić Murzynów,
więc dołożyłem mu w ostatniej chwili kolbą przez plecy...
   - W telewizorze podano dwie wiadomości - tłumaczył mu cierpli-
wie  Kociorupa  -  jedną krajową, że należy oszczędzać, drugą za-
graniczną, że Amerykanie biją Murzynów.
   - No, patrz pan, a ja zrozumiałem, że Amerykanie  oszczędzają,
a Murzynów należy bić... Oj, dadzą mi teraz łupnia, jak ambasador
odkorkuje!
   Kociorupa uśmiechnął się pobłażliwie:
   - A kto się o niego  upomni?  Przecież  ten  afrykański  rząd,
który go desygnował, już dawno został strawiony.
   -   Rozumiem...  -  kiwnął  głową  Podmamuśka  -  strawiły  go
wewnętrzne sprzeczności okresu postkolonialnego, uczyli nas  tego
na pomaturalnych kursach doktoranckich.
   -  Sprzeczności  też  -  potwierdził  Kociorupa  - ale głównie
strawiła go,  po  uprzednim  zresztą  zjedzeniu,  następna  ekipa
rządząca,  bardzo  postępowa  nawiasem  mówiąc, pod kierownictwem
sierżanta Makaku Nastyku.
   - Pokój  temu  domowi!  -  zabrzmiało  od  furtki,  i  do  obu
rozmówców  podszedł niemłody już duchowny w wyszarzałej sutannie.
   - Witajcie, ojcze Chudzielaku! - odrzekł z szacunkiem Kocioru-
pa, zastanawiając się w duchu, na co zacny kapłan tym razem kwes-
tuje, jeżeli we wsi stoją już trzy kościoły.
   - Podobno macie w obejściu konającego  poganina?  -  zaszemrał
ojciec Chudzielak.
   -  Konającego  poganina  to  za dużo powiedziane - oparł stary
rolnik - ale pobitego Murzyna i owszem.  Jeżeli  ksiądz  chce  go
ochrzcić, to my z panem ministrem Podmamuśką chętnie go przytrzy-
mamy, żeby nie wierzgał.
   - O Jezu, Jezu! -  rozległ  się  nagle  rozpaczliwy  wrzask  z
chałupy.
   -  Nawrócony!  -  zawołał naiwnie ojciec Chudzielak, składając
dłonie do modlitwy.
   - Et - machnął ręką Kociorupa - u Wałkońskiego wszyscy pacjen-
ci tak wrzeszczą, wierzący i niewierzący, partyjni i bezpartyjni!
   - Nie moja to wprawdzie sprawa - rzekł  Podmamuśka,  mierzwiąc
nerwowo  szpakowatą  czuprynę,  przystrzyżoną  na  jeżyka  z  lat
siedemdziesiątych - ale ja bym tak znowuż nie chrzcił każdego kto
podleci, bo potem człowiek nie wie czy  trafił  do  kościoła  czy 
dajmy na to do arki Noego. Ja tam jestem stary ateista i  świato-
poglądu  swego  nie  zmienię,  tak  mi  dopomóż  Bóg,  ale  jak w
niedzielę zamiast księdza proboszcza wyłazi na kazalnicę ten cały
profesor  Różopolański, z takim proszę pana nosem i zaczyna bluz-
gać na partię, która go wykarmiła własnym  cyckiem,  to  mnie  za
przeproszeniem szlag nagły trafia, albowiem w Piśmie powiedziano,
iż wszelka władza dana jest od Boga, a byt określa świadomość!  -
zakończył stanowczo i splunął na gumno.
   - Wszystko to nasi bliźni - szepnął obłudnie Chudzielak, który
jako kapłan starej daty sam krzywo patrzył na wszelkie  innowacje
w  Kościele, a zwłaszcza na prelekcje polityczne różnych neofitów
i występy artystów, a już  szczególnie  artystek,  znanych  ongiś
szeroko z hulaszczego, a nawet rozpustnego trybu życia.
   Wtem drzwi skrzypnęły i stanął w nich Jan Wałkoński, skrwawio-
ny, ale radosny.
   - Udało się - rzekł, odpowiadając na chaotyczne pytania - cho-
ciaż  niełatwo  było,  gdyż pan minister Podmamuśka bardzo silnie
kontuzjował pana ambasadora Kikuju w okolicę kości ogonowej.
   - A nie w dupę? - zdziwił się minister.
   - Toż to na jedno wychodzi! - parsknął  głośnym  śmiechem  Ko-
ciorupa.
   - Niezupełnie - wyjaśnił znachor - ponieważ pan Bamboko Kikuju
ma tę kość ogonową ponadprzeciętnej długości, dodajmy że chwytną,
więc uszkodzenie jej mogłoby się źle skończyć.
   -  To  z  ostatniego  namaszczenia nici? - skrzywił się ojciec
Chudzielak. - Chrzest także się nie odbył, no to jestem nieźle do
tyłu...   -  i  rozsierdzony  duszpasterz  pobiegł  na  plebanię,
podjąwszy niechrześcijańskie postanowienie odegrania się przynaj-
mniej  na  dzieciach  notabli,  które przysyłano masowo na lekcje
religii, a to głównie ze  strachu  przed  miejscową  opinią  pub-
liczną,  męką piekielną i pomówieniem o sprzyjanie pieriestrojce.

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]