[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


   Docent Basset - 18.

   - Siadajcie, kapralu - powiedział życzliwie sierżant Miziak do
przybyłego właśnie z obchodu Modliszki. - Co tam  nowego  na  re-
jonie?
   - Melduję, że  całe przedpołudnie śledziłem tego inhibicjonis-
tę, który deprawuje siostry tercjarki w Kićkach Dolnych.
   - Nie in - poprawił go Miziak - tylko ekshibicjonistę.
   - A właśnie że in - upierał się kapral - ponieważ  ekshibicjo-
nista na widok zbliżającej się kobiety nieoczekiwanie wystawia, a
ten zwyrodnialec natomiast czekał z wystawionym,  a  w  ostatniej
chwili  go  chował,  co  jest większym okrucieństwem, zwłaszcza w
przypadku starszych i krótkowzrocznych kobiet.
   - Zostawcie to wszystko - rozkazał sierżant - przed nami  stoi
odpowiedzialne  zadanie  polityczne...  Cisza  tam!  - krzyknął w
stronę aresztu, do którego drzwi ktoś się gwałtownie dobijał.
   - Otóż - podjął przerwaną myśl - musimy w  ciągu  dzisiejszego
dnia ujawnić wszystkie struktury podziemne.
   - Zapudłować? - ucieszył się kapral.
   - Wprost przeciwnie, wypuścić tych co siedzą, a z tymi na wol-
ności przeprowadzić rozmowy, żeby nie  mieli  wątpliwości,  że  o
nich  wszystko  wiemy. Ja już nawet wypuściłem naszego aresztanta
Leżaka.
   - Jak to wypuścił pan? - zdziwił  się  Modliszka.  -  Przecież
słyszę jak się dobija...
   -  Dobija  się, ale z zewnątrz, żeby go wpuścić z powrotem, bo
na zewnątrz straci cały autorytet.
   - Żyguła-bambuła, Świrgoń-bździrgoń!  -  darł  się  przymusowo
amnestionowany, pragnąc sprowokować swoje ponowne uwięzienie.
   -  Nic nie wie o ostatnich zmianach w stolicy... - zachichotał
Miziak.
   - Modliszka psia kiszka! - wrzasnął desperat.
   - Zaraz mu przywalę - warknął kapral.
   - Dajcie spokój, od dziś mamy być tolerancyjni i wielkoduszni.
   - Miziaczek kurdyflaczek! - rozległo się pod oknem.
   -  No  dobrze,  przywalcie  mu - przyzwolił sierżant - ale bez
złości!
   - Tak jest, bez złości! - zawołał kapral i wyskoczył na ganek,
ale  były  aresztant umykał już w stronę lasu, na wszelki wypadek
zakosami.
   - No, teraz siadajcie kapralu na motor i  przeprowadźcie  roz-
mowy  wyjaśniające  z  całą  opozycją  w gminie. Mamy to wszystko
dokładnie obcykane, a tu jest lista z adresami.
   - Jak to z adresami? Przecież jest tylko jeden adres...
   - Jeden... - zgodził się niechętnie Miziak -  ale  według  in-
strukcji musi być na liście.
   Modliszka  kopnął  służbowego junaka i wskoczywszy na siodełko
pojechał prosto do mieszkania młodego lekarza, doktora  Wysłodka.
Wysłodek otworzył mu w szlafroku, zmachany jakiś i spocony.
   Aha...  na  pewno  pracował  przy  powielaczu,  drukując  pod-
burzające ulotki - pomyślał kapral,  ale  nie  zdradziwszy  swych
podejrzeń, spytał chytrze:
   - Bardzo żeś się pan namachał?
   -  Dosyć... - przyznał półgębkiem młody człowiek. - A dużo żeś
pan numerów natłukł?
   - A co to pana obchodzi? - wkurzył się Wysłodek.
   - Obchodzi, panie doktorze - wyjaśnił triumfująco Modliszka  -
ponieważ  ja  przyszedłem  pana  ujawnić,  a na sam początek kon-
fiskuję pańską maszynę! - co oświadczywszy, wszedł energicznie do
pokoju,  gdzie  jednak nie zastał żadnych urządzeń powielających,
tylko  psychologa,  panią  magister  Felgę,  która  w   pośpiechu
wsadziła obie nogi do jednej pończochy, a będąc przy tym zupełnie
goła, do złudzenia przypominała podstarzałą syrenę, albo  uczest-
niczkę  biegu  w  workach,  zorganizowanego  z  okazji dorocznego
święta robotniczego koncernu RSW Prasa.
   - Proszę  sobie  nie  przeszkadzać  -  znalazł  się  grzecznie
kapral.
   - Ja pana doktora mogę ujawnić również w kuchni.
   -  Ale ja się nie chcę ujawnić! - oświadczył zatwardziały kon-
spirator, usiłując zjeść zeszyt z szyframi,  ale  nie  mając  pod
ręką pepitki zwymiotował zaraz na środek pomieszczenia.
   -  Możesz  pan  nie  chcieć - odrzekł flegmatycznie Modliszka,
czyszcząc sobie buty firanką - tym niemniej ja pana w tej  chwili
dekonspiruję, raz dwa trzy, już!
   - Tak? A ja się z powrotem zakonspirowywowuję!
   - A ja pana ponownie dekonspiruję!
   - Aja...
   -  Aja  -  przerwał mu kapral - zatykam uszy i nic nie słyszę,
bzzzz! - i  rzeczywiście,  wsadziwszy  sobie  palce  do  uszu,  z
cyrkową  zręcznością  skoczył na junaka i bez trzymania zniknął w
kłębach kurzu.
   - No, skończyli z opozycją... -jęknął żałośnie dr Wysłodek  do
magister  Felgi,  ponieważ  jednak na skutek utkwienia spinacza w
przełyku cokolwiek bełkotał, pani psycholog zrozumiała,  że  pyta
ją "jaką skończymy pozycją?".
   -  Może  taką?  -  zaszczebiotała,  przybierając ją. Tymczasem
sierżant Miziak mówił na komisariacie:
   - No, teraz nareszcie będzie spokój... Chyba żeby, broń  Boże,
próbowali stworzyć na odmianę jakieś jawne struktury...
   -  E,  nie  kracz pan - zmitygował go Modliszka, niestety zbyt
późno, ponieważ Miziak już właśnie wykrakał.

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]