[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


   Docent Basset - 25.

   W  ambitnym  zamiarze  informowania  Szanownego  Czytelnika  o
całokształcie wydarzeń na terenie gminy, straciliśmy być  może  z
oczu  głównych aktorów naszej, wprost z życia wziętej, opowieści.
Spiesząc nadrobić to niedopatrzenie, informujemy więc o aktualnej
kondycji,  działaniach  i przeżyciach docenta Basseta, jego córki
Simony, jego byłej żony Jolanty i obecnego męża tejże byłej żony,
adiunkta Wygrzmoconego.
   Tytułowy  docent  Basset ma się dobrze, a nawet znakomicie, co
zawdzięcza wyłącznie swojemu ogromnemu talentowi,  wspartemu  mo-
zolną   pracą   i   sprzyjającym   ustrojem   politycznym  gminy.
Przeprowadził ostatnio kilka udanych zabiegów, między innymi ope-
rację  kosmetyczną  na osobie  przetokowego Nagwizdały, któremu -
gdy ofiarnie  pochylony  odchuchiwał  przymarzniętą  zwrotnicę  -
kolega dla żartów przerzucił wajchę, pozbawiając go nosa, wąsów i
złożonych w ryjek warg, za co go zresztą  serdecznie  przeprosił,
kiedy tylko minął mu pierwszy paroksyzm śmiechu:
   -  Głupio, kurwa, wyszło! - powiedział serdecznie - ale ja ci,
kurwa, Jasiu zafunduję u naszego znachora nową facjatę i to, kur-
wa, za dulary!
   Docent  Basset  otrzymawszy  banknot  z  wizerunkiem Benjamina
Franklina, wziął go w swojej naiwności  za  model  nowej  twarzy,
którą  chciałby  mieć  jego  pacjent,  i  w  ciągu długich godzin
spędzonych przy stole operacyjnym wyczarował  na  uśpionym  prze-
tokowym  natchnione  rysy ojca demokracji amerykańskiej, dodajmy,
że również wynalazcy  piorunochronu,  co  jeszcze  dziś  znajduje
odbicie w obsesji stworzenia systemu ochronnego nad Stanami Zjed-
noczonymi.
   Obudzony z narkozy Nagwizdała, spojrzawszy w lustro,  najpierw
się  grzecznie  sam  sobie  ukłonił,  potem zapłakał, a następnie
urządził awanturę, wykrzykując: - I kogoście gnoje  zamiast  mnie
obudzili?  -  ale w końcu przywykł i tylko omija z daleka kaprala
Modliszkę, ponieważ nie lubi być co chwilę legitymowany i  rozpy-
tywany o krewnych za granicą i posiadanie waluty.
   Simona Basset, zerwawszy z marginesem, rują i ćpuństwem, stała
się błogosławieństwem wiejskiej lecznicy swego ojca.  Niesie  tam
ulgę  pacjentom  pisząc  im  listy do rodzin, w rodzaju: "Kochani
rodzice, w pierwszych słowach mego listu donoszę,  że  czuję  się
dobrze,  chociaż urżnięto mi obie ręce, czego i wam życzę". Udało
jej się również zwalczyć ohydny onanistyczny kompleks  Portnoy'a,
a to przy pomocy przerobionego z pani Konopnickiej wierszyka "Jaś
nie dotrzepał", po wysłuchaniu którego wystraszeni pacjenci  leżą
w nocy nieruchomo, bezsennie co prawda, ale z rękami na kołdrach.
   Mamusia Simony, Jolanta Basset-Wygrzmocona, hoduje Murzynka po
ambasadorze  Bamboko Kikuju. Aby choć trochę zneutralizować egzo-
tyczny wygląd dziecka, nazwano je Maciek i przebierano od  małego
w   strój  krakowski,  a  nawet  przyjęto  niańkę-mazurkę,  która
nauczyła chłopczyka śpiewnego nadwiślańskiego akcentu i oszukiwa-
nia  na  mleku,  a  obecnie  przyswaja mu różne gry i zabawy, nie
wyłączając pokera, chociaż ta akurat rozrywka wyraźnie  nie  leży
maluchowi,  gdyż  przy  dobrej karcie powoduje mimowolne, radosne
kiwanie ogonkiem, co zdradza go przed partnerami.
   - Ale wdepnęłam w co kot napłakał! - wzdycha po  swojemu  pani
Jolanta  i  powraca do okna, za którym nadal widnieje wiejski dom
towarowy, ozdobiony ostatnio neonem "Produkty Cierne -  Przyrządy
Mierne - Środki Pierne".
   Tymczasem   adiunkt  Wygrzmocony,  nieodmiennie  zazdroszczący
sławy Bassetowi, rzuca się na oślep w pseudonaukowe eksperymenty,
aby udowodnić swoje rzekome przewodnictwo na mapie medycznej kra-
ju. Fiaskiem skończyła się  jego  pożałowania  godna  próba  pod-
ważenia teorii odruchów warunkowych genialnego Pawłowa. Nie dość,
że doświadczalny pies nadal  ślini  się  na  sygnał  oznajmiający
karmienie,  to  jeszcze  adiunkt  sam  zaczął się ślinić na widok
każdego wiejskiego kundla, co zapewniło mu u ludzi opinię  zoofi-
la, obrzydliwca i niedojdy.
   Jak  więc  widzimy,  nasi  główni bohaterowie prowadzą w miarę
ustabilizowany i pracowity tryb życia, czym nie różnią się  zbyt-
nio od reszty obywateli naszej ojczyzny, budujących mozolnie lep-
szą przyszłość.  Ale  nie  martwcie  się  państwo,  w  następnych
rozdziałach już my im popędzimy kota!

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]