|
Docent Basset - 25.
W ambitnym zamiarze informowania Szanownego Czytelnika o
całokształcie wydarzeń na terenie gminy, straciliśmy być może z
oczu głównych aktorów naszej, wprost z życia wziętej, opowieści.
Spiesząc nadrobić to niedopatrzenie, informujemy więc o aktualnej
kondycji, działaniach i przeżyciach docenta Basseta, jego córki
Simony, jego byłej żony Jolanty i obecnego męża tejże byłej żony,
adiunkta Wygrzmoconego.
Tytułowy docent Basset ma się dobrze, a nawet znakomicie, co
zawdzięcza wyłącznie swojemu ogromnemu talentowi, wspartemu mo-
zolną pracą i sprzyjającym ustrojem politycznym gminy.
Przeprowadził ostatnio kilka udanych zabiegów, między innymi ope-
rację kosmetyczną na osobie przetokowego Nagwizdały, któremu -
gdy ofiarnie pochylony odchuchiwał przymarzniętą zwrotnicę -
kolega dla żartów przerzucił wajchę, pozbawiając go nosa, wąsów i
złożonych w ryjek warg, za co go zresztą serdecznie przeprosił,
kiedy tylko minął mu pierwszy paroksyzm śmiechu:
- Głupio, kurwa, wyszło! - powiedział serdecznie - ale ja ci,
kurwa, Jasiu zafunduję u naszego znachora nową facjatę i to, kur-
wa, za dulary!
Docent Basset otrzymawszy banknot z wizerunkiem Benjamina
Franklina, wziął go w swojej naiwności za model nowej twarzy,
którą chciałby mieć jego pacjent, i w ciągu długich godzin
spędzonych przy stole operacyjnym wyczarował na uśpionym prze-
tokowym natchnione rysy ojca demokracji amerykańskiej, dodajmy,
że również wynalazcy piorunochronu, co jeszcze dziś znajduje
odbicie w obsesji stworzenia systemu ochronnego nad Stanami Zjed-
noczonymi.
Obudzony z narkozy Nagwizdała, spojrzawszy w lustro, najpierw
się grzecznie sam sobie ukłonił, potem zapłakał, a następnie
urządził awanturę, wykrzykując: - I kogoście gnoje zamiast mnie
obudzili? - ale w końcu przywykł i tylko omija z daleka kaprala
Modliszkę, ponieważ nie lubi być co chwilę legitymowany i rozpy-
tywany o krewnych za granicą i posiadanie waluty.
Simona Basset, zerwawszy z marginesem, rują i ćpuństwem, stała
się błogosławieństwem wiejskiej lecznicy swego ojca. Niesie tam
ulgę pacjentom pisząc im listy do rodzin, w rodzaju: "Kochani
rodzice, w pierwszych słowach mego listu donoszę, że czuję się
dobrze, chociaż urżnięto mi obie ręce, czego i wam życzę". Udało
jej się również zwalczyć ohydny onanistyczny kompleks Portnoy'a,
a to przy pomocy przerobionego z pani Konopnickiej wierszyka "Jaś
nie dotrzepał", po wysłuchaniu którego wystraszeni pacjenci leżą
w nocy nieruchomo, bezsennie co prawda, ale z rękami na kołdrach.
Mamusia Simony, Jolanta Basset-Wygrzmocona, hoduje Murzynka po
ambasadorze Bamboko Kikuju. Aby choć trochę zneutralizować egzo-
tyczny wygląd dziecka, nazwano je Maciek i przebierano od małego
w strój krakowski, a nawet przyjęto niańkę-mazurkę, która
nauczyła chłopczyka śpiewnego nadwiślańskiego akcentu i oszukiwa-
nia na mleku, a obecnie przyswaja mu różne gry i zabawy, nie
wyłączając pokera, chociaż ta akurat rozrywka wyraźnie nie leży
maluchowi, gdyż przy dobrej karcie powoduje mimowolne, radosne
kiwanie ogonkiem, co zdradza go przed partnerami.
- Ale wdepnęłam w co kot napłakał! - wzdycha po swojemu pani
Jolanta i powraca do okna, za którym nadal widnieje wiejski dom
towarowy, ozdobiony ostatnio neonem "Produkty Cierne - Przyrządy
Mierne - Środki Pierne".
Tymczasem adiunkt Wygrzmocony, nieodmiennie zazdroszczący
sławy Bassetowi, rzuca się na oślep w pseudonaukowe eksperymenty,
aby udowodnić swoje rzekome przewodnictwo na mapie medycznej kra-
ju. Fiaskiem skończyła się jego pożałowania godna próba pod-
ważenia teorii odruchów warunkowych genialnego Pawłowa. Nie dość,
że doświadczalny pies nadal ślini się na sygnał oznajmiający
karmienie, to jeszcze adiunkt sam zaczął się ślinić na widok
każdego wiejskiego kundla, co zapewniło mu u ludzi opinię zoofi-
la, obrzydliwca i niedojdy.
Jak więc widzimy, nasi główni bohaterowie prowadzą w miarę
ustabilizowany i pracowity tryb życia, czym nie różnią się zbyt-
nio od reszty obywateli naszej ojczyzny, budujących mozolnie lep-
szą przyszłość. Ale nie martwcie się państwo, w następnych
rozdziałach już my im popędzimy kota!
Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak
|
|